Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Izrael idzie drogą Polski i Węgier? Reforma sądownictwa pod ostrzałem

Protest przeciwko reformom sądownictwa przed Knesetem, Jerozolima, 13 lutego 2023 r. Protest przeciwko reformom sądownictwa przed Knesetem, Jerozolima, 13 lutego 2023 r. Ohad Zwigenberg / Associated Press / EAST NEWS
Przez Izrael przetaczają się wielotysięczne manifestacje przeciwko planowanym zmianom w sądownictwie. Zdaniem krytyków uderzają one w podstawy demokracji i pchają kraj ku dyktaturze. Premier Beniamin Netanjahu problemu, rzecz jasna, nie widzi.

„Chcemy demokracji!”, „Nie ma edukacji bez demokracji”, „Nikt nie stoi ponad prawem” – hasła z Izraela wywołują wrażenie déjà vu. Podobieństwa do tego, co stało się w naszej części Europy, widzą sami Izraelczycy. „Obawiam się o przyszłość mojej trójki wnuków. To będzie dyktatura, jak w Polsce i na Węgrzech” – mówi cytowana przez portal „Times of Israel” 74-letnia mieszkanka Ramat Gan. Nie są to głosy odosobnione.

Izraelczycy protestują już od sześciu tygodni, w ostatnią sobotę na ulice Tel Awiwu znów wyszło blisko 150 tys. osób. To miasto akademickie, w większości zamieszkałe przez świeckich Izraelczyków, zawsze było centrum protestów. Ale przeciw ustawom sądowym demonstrowały też inne, bardziej konserwatywne miejsca, jak Jerozolima, Petach Tikwa, Berszewa czy Hajfa – według mediów w sumie 80 tys. osób. Co ciekawe, po raz pierwszy protest zorganizowano także w Efracie, żydowskim osiedlu na Zachodnim Brzegu.

Izrael reformą podzielony

Punktem kulminacyjnym był poniedziałek 13 lutego, kiedy nowym prawem zajęła się komisja konstytucji, prawa i sprawiedliwości w Knesecie. Z posiedzenia wyrzucono kilkunastu posłów opozycji, którzy opóźniali prace, śpiewając m.in. piosenkę „Nie mam innego kraju”. Do Jerozolimy ściągały w tym czasie tysiące ludzi, w Tel Awiwie podstawiono nawet dodatkowe pociągi – niektóre były tak zatłoczone, że nie zabierały nowych pasażerów. Wiele firm i start-upów dało pracownikom wolne, by mogli wziąć udział w protestach. Na drogach dojazdowych powstały gigantyczne korki. Izraelczycy stanowczo mówią „nie” zmianom forsowanym przez ekipę Beniamina Netanjahu.

Koalicję rządową w Izraelu tworzą teraz skrajne, ultraprawicowe partie. Poza największym Likudem (z Netanjahu na czele) to radykalnie prawicowa, szowinistyczna Otzma Jehudit Itamara Ben Gvira, Religijny Syjonizm Becalela Smotricza, a także dwa ugrupowania religijne: Szas Ariego Deri oraz Zjednoczony Judaizm Tory Icchaka Goldknopfa. Do tego niewielka formacja Noam Aviego Maoza, która szła do wyborów z Otzmą Jehudit i Religijnym Syjonizmem, znana głównie z mizoginicznych i homofobicznych poglądów.

Protesty trwają od początku roku, gdy minister sprawiedliwości przedstawił główne założenia nowych rozwiązań. Reforma da rządowi pełną kontrolę nad nominacjami sędziowskimi na każdym szczeblu, włączając Sąd Najwyższy. Kneset będzie mógł obalać wyroki SN większością 61 głosów (deputowanych jest 120), wskazać jego prezesa i wiceprezesa spoza składu sądu (w zasadzie nie będą musieli mieć nawet doświadczenia sędziowskiego). W tym celu zwiększono do 11 osób skład komisji wybierającej wszystkich w sędziów w kraju – większość miałby w niej rząd. W świetle nowych przepisów ministrowie mogliby też dobierać sobie dowolnie doradców prawnych, zamiast korzystać z ludzi resortu sprawiedliwości, dziś powoływanych przez prokuratora generalnego.

Sąd Najwyższy będzie mógł obalić dowolną ustawę, ale tylko gdy opowie się za tym „znacząca większość” jego składu (12 sędziów z 15), byłby też pozbawiony możliwości badania decyzji rządu z uwagi na tzw. zasadę racjonalności. Kneset będzie mógł ponownie uchwalić ustawę, którą SN odrzuci na cztery lata, w dodatku jeśli kolejny parlament znowu ją uchwali, to nie będzie już mógł się nią zająć. Gdyby SN jednomyślnie uchylił daną ustawę, Kneset nie mógłby przywrócić jej podczas bieżącej kadencji, ale bez problemu mógłby to uczynić parlament kolejnej kadencji.

W ocenie ekspertów nowe prawo zapewnia Netanjahu władzę absolutną. A przecież właśnie toczy się przeciw niemu kilka spraw o korupcję i nadużycia zaufania publicznego. Symptomatyczne jest choćby to, w jaki sposób Netanjahu ogrywa sprawę Ariego Deriego – SN orzekł, że nie może sprawować funkcji ministra spraw wewnętrznych i zdrowia ze względu na wyrok za przestępstwa podatkowe. Netanjahu wprawdzie go z rządu wyrzucił, a zarazem do Knesetu wpłynęła ustawa, która pomoże go przywrócić.

Według sondażu telewizji Kanał 12 większość Izraelczyków chce, żeby rząd wstrzymał się lub opóźnił plany reformy sądownictwa (62 proc.). Jednomyślności nie ma w tej sprawie nawet w elektoracie rządzącej koalicji – 42 proc. chce zaprzestania czy odłożenia prac, natomiast 45 proc. życzy sobie, by były kontynuowane. Sondaż Izraelskiego Instytutu na Rzecz Demokracji (IDI) wskazuje, że 63 proc. respondentów opowiada się za dialogiem międzypartyjnym. Plany ministra sprawiedliwości Jariva Levina jako „dobre” ocenia 31 proc. badanych, 43 proc. jest przeciwnego zdania. Co czwarty badany nie ma zdania w tej sprawie.

Czytaj też: Izrael zmierza w kierunku państwa religijnego

Jak Turcja, Polska i Węgry

Stanowcze „nie” dla zmian płynie również ze strony wybitnych autorytetów. Siedmioro izraelskich laureatów Nagrody Nobla w liście otwartym do premiera Netanjahu wyraziło „głębokie zaniepokojenie” reformą sądownictwa, która ich zdaniem negatywnie odbije się na szkolnictwie wyższym, badaniach i instytucjach naukowych. W liście wymieniają kraje o słabych systemach sądowych: Turcję, Polskę i Węgry, podkreślając, że żadne z nich nie wnosi znaczącego wkładu w naukę.

„Kraje, w których reżim polityczny ustalał program badań i szkolnictwa wyższego, utraciły doskonałość naukową”; „Badania naukowo-techniczne i zaawansowane szkolnictwo wyższe rozwijają się w krajach demokratycznych, gdzie istnieje wyraźny podział władzy”; „Rozwój naukowy i inwencja technologiczna wymagają całkowitej wolności” – czytamy w liście. Jak dodają, w krajach, które osłabiły swój wymiar sprawiedliwości, osłabły także gospodarki, co z kolei grozi cięciami m.in. w szkolnictwie. Sygnatariusze wezwali prezydenta do „wysłuchania głosów sprzeciwiających się zmianom”, premiera do tego, „by wrócił do stanowiska, które zajmował do niedawna”, a członków Knesetu „do wciśnięcia hamulców”.

Nie ma raczej nadziei, by na list zareagował Netanjahu, który prze do jak najszybszego głosowania w parlamencie. Politycy koalicji nie przyjmują do wiadomości argumentów o zagrożeniu dla demokracji. Przeciwnie, ich zdaniem chodzi o... wzmocnienie demokracji, podobnie jak uzasadniał zmiany w sądownictwie PiS i węgierski Fidesz. „Otrzymaliśmy jasny i mocny sygnał od opinii publicznej, by przeprowadzić to, co obiecaliśmy w kampanii. To realizacja woli wyborców i esencja demokracji” – stwierdził Netanjahu.

Politycy jego obozu są całkowicie głusi na argumenty autorytetów prawniczych Izraela (takich jak były prokurator generalny Avichai Mandelblit czy obecna prezes Sądu Najwyższego Esther Hayut), którzy twierdzą, że reforma naruszy zasadę trójpodziału władzy i zniszczy niezawisłość wymiaru sprawiedliwości. Głos zabrał też znany na świecie historyk Yuval Noah Harari. „W demokracji zwycięzca nie powinien brać wszystkiego. Jeśli to robi, to już nie jest demokracja” – napisał na Twitterze.

Czytaj też: Ile czasu ma Izrael

Joe Biden zabiera głos

Na rząd Netanjahu naciskają także inne kraje. W sobotę sam Joe Biden w komentarzu dla „New York Timesa” stwierdził: „Geniusz amerykańskiej i izraelskiej demokracji polega na tym, że obie są zbudowane na silnych instytucjach, na zasadzie kontroli i równowagi, na niezależnym sądownictwie”. Jak dodał, budowa konsensusu w sprawie fundamentalnych reform jest niezwykle ważna, a ludzie muszą zaakceptować zmiany, by dało się je utrzymać. To bezprecedensowa wypowiedź amerykańskiego prezydenta, do tej pory przywódcy USA nie zabierali głosu w wewnętrznej debacie Izraela.

Netanjahu musi się z tą opinią liczyć, nawet jeśli publicznie będzie próbował utrzymać twarde stanowisko. Wygląda na to, że rośnie przeciw niemu wielka koalicja sprzeciwu. Prezydent Izraela Icchak Herzog również szuka wyjścia z zamieszania, od tygodni rozmawia ze wszystkimi stronami sporu. W niedzielę zaproponował pięciopunktowy plan kompromisu i zaapelował o wstrzymanie prac nad reformą, negocjacje miałyby się odbyć w jego rezydencji. Pytanie tylko, czy owe „rozmowy pokojowe” się powiodą, skoro Netanjahu ma stabilną większość (64 deputowanych) w Knesecie i poczucie, że dziś może wszystko. Nie wspominając o tym, że plan Herzoga niemal natychmiast odrzucił minister Levin, co nie wróży najlepiej. Emocje w Izraelu sięgają zenitu.

Czytaj też: Wieczny konflikt izraelsko-palestyński. Pora zmienić strategię

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Łomot, wrzaski i deskorolkowcy. Czasem pijani. Hałas może zrujnować życie

Hałas z plenerowych obiektów sportowych może zrujnować życie ludzi mieszkających obok. Sprawom sądowym, kończącym się likwidacją boiska czy skateparku, mogłaby zapobiec wcześniejsza analiza akustyczna planowanych inwestycji.

Agnieszka Kantaruk
23.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną