Siedemdziesiąt lat temu amerykański dziennikarz Marquis Childs napisał książkę pt. „Szwecja – trzecia droga”. Kraj był dla niego „konstruktywnym kompromisem między kapitalizmem i socjalizmem”. Chociaż wiele się zmieniło, to ten wizerunek jest nadal atrakcyjny. Szwecja przoduje prawie we wszystkich międzynarodowych rankingach niezależnie od tego, czy dotyczą one jakości życia, poziomu demokracji, zwalczania korupcji czy bezpieczeństwa na drogach.
„Porównywać Szwecję i Polskę socjalnie, to porównywać Ritza do gułagu. I nie jest to kwestia lepszych warunków materialnych, ale lepszej organizacji, postępowej filozofii i pragmatycznego humanizmu. U nas są pełne kościoły i różne obłudne i kłamliwe ćwoki powołujące się na chrześcijańskie wartości. Tam są puste kościoły, ale tymi wartościami: szacunku dla drugich, tolerancji, równości, są przesiąknięte relacje międzyludzkie” – tak mówi o Szwecji Manuela Gretkowska, pisarka, która spędziła w tym kraju kilka lat.
Nie zawsze jednak tak było. Szwecja wypiękniała w ciągu wieku. Historycznie miała bardzo zaszarganą opinię w Europie. W Polsce słowo „Szwed” jeszcze w końcu XIX w. było synonimem krwawego żołdaka. Wizerunek Szwecji jako historycznego wroga (w końcu nękali nas przez prawie dwa wieki) zbladł jednak do tego stopnia, że dzisiaj nawet bracia Kaczyńscy nie domagają się przeprosin i odszkodowań.
Był to również kraj biedny, którego duże grupy ludności emigrowały za chlebem jeszcze w XX w. Henryk Sienkiewicz, który wielu późniejszym pokoleniom Polaków, ustami Onufrego Zagłoby, stworzył obraz Szwecji, mówi: „Mdły to naród, bo ziemia tam okrutnie nieurodzajna i chleba nie mają, bo jeno szyszki sosnowe mielą, z takiej to mąki podpłomyki czyniąc... Inni nad morze chodzą i co tylko fala wyrzuci, to żrą, jeszcze się z sobą o owe specjały bijąc. Hołota tam okrutna, dlatego nie masz narodu na cudze łapczywszego” („Potop”, t. 1, rozdz. 13).
Wizerunek Szwecji w naszym kraju zmienił się radykalnie dopiero po II wojnie światowej, też przy udziale pisarzy. Jan Parandowski po jednej ze swych podróży za Bałtyk stworzył pokutujący niemal do dziś mit walizki, która zapomniana na sztokholmskiej ulicy miała rzekomo czekać, aż sobie o niej przypomni właściciel. Leopold Tyrmand pisał w jednym z opowiadań zebranych w zbiorze „Gorzki smak czekolady Lukullus” o polskim oszuście, który postanawia żyć uczciwie, kiedy po wyjściu ze szwedzkiego więzienia odnajduje swój rower pozostawiony pod jego murami, w dodatku z dużą sumą pieniędzy w przytroczonych do pojazdu torbach. Kontynuują ten nurt młodzi. Dorota Masłowska pisze o Szwecji w „Pawiu królowej” jako o „kraju uczciwym i pięknym”.
Takich cytatów można by na świecie wyszukać wiele. Amerykański ekonomista Paul Samuelson, laureat Nagrody Nobla, pisał o Szwecji entuzjastycznie: „Jeśliby nie istniała, świat byłby zmuszony wynaleźć Szwecję – w której rząd odgrywa główną rolę, lecz jednak jest do niej stworzony przez naród”. Były francuski prezydent George Pompidou, zapytany o jego ideał systemu społecznego, odpowiedział: „Szwecja z odrobinę większą porcją słońca”. Jeśli weźmiemy pod uwagę odczuwalne już ocieplenie Północy jako skutek globalnego efektu cieplarnianego, to Szwecja jeszcze bardziej zbliżyła się do ideału, nawet jeśli minione lato było tu jeszcze dość chłodne i deszczowe.
W Sztokholmie jest Instytut Szwedzki, który odpowiada za kształtowanie wizerunku. Obraz kraju za granicą to ważny element polityki wewnętrznej. Szwedzi doskonale to wiedzą i od lat budują na tym swoją międzynarodową pozycję. Gdzie tkwi sekret ich powodzenia? Ze wszystkich możliwych wyjaśnień najbardziej przemawia do mnie wersja angielskiego trawnika, który, odpowiednio podlewany i strzyżony, staje się piękny już po paru stuleciach.
Poza tym sami Szwedzi mają bardzo wysokie mniemanie o swoim kraju i jego organizacji. „Szwecja to najlepsze, co Bóg stworzył” –- kończył swoje wystąpienia szwedzki miliarder Jacob Wallenberg. Zamordowany przez nieznanego do dziś sprawcę premier Olof Palme zwykł mawiać o Szwedach jako najbardziej cywilizowanym narodzie świata. Parafrazując te słowa szwedzka telewizja nadawała ostatnio serię reportaży o „najbardziej nowoczesnym kraju” z udziałem znanego w Polsce ze swoich książek historyka, członka Akademii Szwedzkiej Petera Englunda („Połtawa”, „Lata wojen”, „Niezwyciężony”). Mimo dużej porcji samoironii i wielu znaków zapytania, ocena została ostatecznie potwierdzona.
Duńska badaczka ze szwedzkiego uniwersytetu w Lund Hanne Sanders uznała po tym programie, że szwedzka tożsamość ma nieco imperialny rys: „Szwedzi uważają, podobnie jak Amerykanie o USA, że wynaleźli najlepszy system społeczny i reszta świata powinna być bardziej szwedzka”.
Szwedzi odnotowują wszystkie negatywne głosy na swój temat, jakie pojawiają się w świecie. Kiedy południowoafrykański dziennikarz Roland Huntford napisał w latach 70. książkę „The New Totalitarians”, przedstawiającą ten kraj jako urzeczywistnienie koszmarnych wizji George’a Orwella („Rok 1984”) czy Aldousa Huxleya („Nowy wspaniały świat”), natychmiast przetłumaczono ją na szwedzki i wydano. Od kilkudziesięciu lat odnotowuje się wszystkie proroctwa wieszczące koniec tzw. szwedzkiego modelu i upadek państwa dobrobytu. W powszechnym obiegu funkcjonuje pojęcie trzech „s” (seks, samobójstwa i socjalizm), jakie zdaniem krytyków cechować ma rzekomo życie w Szwecji.
Olleg Waestereberg, szef Instytutu Szwedzkiego, pytany, co mu się nie podoba w obrazie Szwecji za granicą, zazwyczaj odpowiada: „Najbardziej chyba to, że ciągle zbyt często traktuje się nas jako kraj socjalistyczny. Mimo powoływania się na Karola Marksa i podejmowanych w przeszłości eksperymentów z socjalizacją sektora prywatnego w imię ekonomicznej demokracji (na szczęście odrzucone), jesteśmy społeczeństwem o ugruntowanej gospodarce rynkowej, na wskroś demokratycznym”.
Prywatne przedsiębiorstwa bardzo się zresztą przyczyniają do pozytywnego wizerunku Szwecji za granicą. Chyba nie ma drugiego kraju tej wielkości (9 mln ludności), który miałby tak dużo firm o tak znanej marce w świecie jak Volvo czy IKEA. Szwedzki premier, składając wizytę w waszyngtońskim Białym Domu, przywozi ze sobą piłę mechaniczną marki Husq-varna (za którą dostaje potem specjalne podziękowanie odnotowywane w amerykańskich mediach), a nie podanie o zniesienie wiz. Również szwedzki wkład w światową kulturę jest, jak na rozmiary kraju, wyjątkowo duży, o czym można się było ostatnio przekonać po śmierci Ingmara Bergmana, ogłoszonego dość zgodnie najwybitniejszym reżyserem filmowym w historii. Takie zespoły muzyczne jak Abba wyrobiły sobie na świecie legendarną pozycję. Mało jest konkurencji sportowych, w których moglibyśmy się równać ze Szwedami, a sukcesy na stadionach też, jak wiemy, wpływają na kształtowanie korzystnego obrazu narodu.
Ingmar Bergman przyczynił się do utrwalenia mitu Szwecji jako raju zaludnionego przez śliczne i seksualnie wyzwolone blondynki, które zażywają nagich kąpieli w jasne letnie noce. Ikoną kraju jest długowłosa i długonoga blondynka z wiankiem na głowie, Miss okalającego Sztokholm jeziora Melar.
Bogata Szwecja jest bardzo oszczędna w promocji swojego wizerunku na świecie. Poza Paryżem nie utrzymuje za granicą sieci kosztownych instytutów kultury (Polska ma ich dwadzieścia). Ostatnio wycofano się też z dofinansowywania tłumaczeń literatury szwedzkiej na obce języki. W prowadzeniu PR kraju wykorzystuje się natomiast monarchię, która praktycznie nie odgrywa już żadnej roli państwowej, a większość narodu jest za jej utrzymaniem. Na króla spadają w tej dziedzinie bardzo ciężkie obowiązki, jak na przykład udział w długodystansowym biegu narciarskim w Japonii.
W kształtowaniu pozytywnego obrazu kraju korzysta Szwecja również z wyjątkowo sprzyjającego jej instrumentu, jakim są doroczne Nagrody Nobla. Mimo ostrej dość często krytyki komitetów noblowskich, zwłaszcza tych, które przyznają nagrody literackie i pokojowe, nie ma na świecie drugiego wyróżnienia o takiej randze i splendor z tego tytułu spada też na Szwecję.
Tymczasem Instytut Marki Polskiej w Warszawie zatrudnił Wally’ego Olinsa, uchodzącego za jednego z najlepszych w tej branży. Jego idee dotyczące przyszłości polskiej marki nie wnoszą jednak niczego nowego, o czym nie wiedzielibyśmy wcześniej. Polska traci prestiż, jakim cieszyła się do niedawna, przyznaje to większość obserwatorów. Jeśli nie odbudujemy przynajmniej tego, co było, to guru w rodzaju Olinsa nie będzie w stanie poprawić naszego wizerunku na świecie. Pozostanie nam zazdrosne zerkanie na wzorzec z Północy.