Prawą marsz!
Prawą marsz! Wojsko według Donalda Trumpa, czyli czystka dopiero nadchodzi
Plan jest jednak dość ograniczony: pojawi się 25 czołgów Abrams, ale tylko starszej generacji, równie niemłode transportery opancerzone Stryker, haubice samobieżne Paladin i około setki innych pojazdów bojowych. Przelecą weterani: legendarny bombowiec B-25 Mitchell i myśliwiec P-51 Mustang. Współczesne lotnictwo wojsk lądowych pokaże 50 śmigłowców Apache, Black Hawk i Chinook, z których wyskoczą spadochroniarze z flagami. Aleją Konstytucji, pomiędzy Białym Domem a narodowym parkiem Mall, między pomnikami Waszyngtona i Lincolna, przemaszeruje 6,5 tys. żołnierzy, w tym rekonstruktorzy w historycznych mundurach, 34 konie, dwa muły i pies. Jeśli więc w ostatniej chwili nie zostaną dodane jakieś nowe elementy, trudno będzie to uznać za wielki pokaz siły supermocarstwa. Pod względem liczby sprzętu nawet polskie defilady na 15 sierpnia są okazalsze.
Defilada 14 czerwca będzie jednak tylko próbą generalną przed jeszcze większym świętem w 2026 r., gdy to właśnie Donaldowi Trumpowi przypadnie upamiętnienie 250 lat Deklaracji Niepodległości. Możemy sobie tylko wyobrażać, jak wielką i piękną Amerykę ma zamiar wtedy pokazać, również w prezencie na swoje 80. urodziny. Za rok paradę wojskową zapewne powtórzy, ale najpierw musi odbyć ćwiczenia.
Armia USA jest o ponad rok starsza od Stanów Zjednoczonych. Siły zbrojne amerykańskich buntowników powstały w czasie wojny o niepodległość w 1775 r., by skupić pod jednolitym dowództwem niezależne milicje kolonistów. Armia ta, po kilku latach krwawych kampanii, ostatecznie wygrała z Brytyjczykami, także z pomocą zagranicznych doradców, m.in. Tadeusza Kościuszki i Kazimierza Pułaskiego. Później przez ponad sto lat toczyła wojny w imieniu młodej i ekspansywnej republiki: na północy z brytyjską armią w Kanadzie, z niepodległym już Meksykiem o Teksas oraz z rdzennymi plemionami, by niepodzielnie panować nad połową kontynentu.