„To był atak czysto symboliczny”, skomentował w telewizji CNN emerytowany komandor Kirk Lippold. Iran ostrzegł władze Kataru o planowanym ataku, wiedząc, że przekażą ostrzeżenie Amerykanom. Rakiety wystrzelono tak, aby nie trafiły w bazę i nie zrobiły krzywdy lotnikom USA. Niektóre zostały zestrzelone, zanim dosięgły lądu.
Trump liczy na sukces
Atak można było przewidzieć, bo było wiadomo, że reżim w Teheranie musi pokazać swojemu społeczeństwu, że – jak oświadczał po zbombardowaniu jego urządzeń atomowych – wcale się nie poddaje. Tak naprawdę jednak obawia się kontrataku USA, zapowiedzianego przez Donalda Trumpa, i sugeruje mu chęć powrotu do negocjacji.
„Jest oczywiste, że Irańczycy chcą powiedzieć rządowi USA: mamy dość, nie uderzajcie w nas więcej. Irańczycy, to znaczy kierownictwo reżimu, bo chociaż jego najwyższy przywódca chce rozmawiać, niewykluczone, że jakieś jednostki w wojsku czy Korpusach Strażników Rewolucji nie podporządkują się jego rozkazom. No i pytanie, czy ewentualne zawieszenie broni i podjęcie rozmów będzie do przyjęcia dla Izraela”, powiedział Ian Bremner, prezes Eurasia Group. „Jeżeli wojna się wkrótce zakończy, będzie to najbardziej znaczący sukces Trumpa w jego drugiej kadencji”, dodał.
„Symboliczny” atak na bazę w Katarze to jednak dopiero początek ewentualnego „odwetu na niby” – jeśli taki jego charakter potwierdzą najbliższe dni. Na podstawie pogróżek Teheranu oczekuje się teraz ostrzału rakietowego baz amerykańskich w Bahrajnie, Iraku i Kuwejcie.