1217. dzień wojny. Rosja podzieli się z Iranem swoją bronią atomową? Ktoś tu wyszedł przed szereg
Ukraińcy w ataku swoimi taktycznymi dronami zniszczyli rosyjski mały kuter desantowy, który z Morza Czarnego usiłował wejść na Dniepr, by w obwodzie chersońskim wysadzić grupę dywersyjną rosyjskiego Specnazu. Rosjanie nie rezygnują z prób destabilizacji funkcjonowania państwa ukraińskiego także za pomocą sił specjalnych.
Tymczasem produkcja dronów Gerań 2 rośnie i ocenia się, że we wrześniu Rosja będzie w niektóre dni w stanie odpalać na Ukrainę do 700 bezpilotowców uderzeniowych, a średnio ok. 500 dziennie.
Rosyjskie tzw. czynniki oficjalne bardzo mocno krytykują zwiększone wydatki zbrojeniowe NATO, uważając, że to wywoła nowy wyścig zbrojeń. O tym, że Rosja wydaje mniej więcej 30 proc. PKB na zbrojenia, zapomnieli wspomnieć.
Zeszłej doby Rosjanie ponownie przeprowadzili niezwykle silne uderzenie na Ukrainę – z użyciem 352 dronów Gerań 2 (w tym połowa w uproszczonej wersji bez głowicy bojowej do rozpraszania wysiłków ukraińskiej obrony przeciwlotniczej) oraz 11 rakiet balistycznych Iskander i koreańskich KN-23.
Fronty natomiast nadal bez przełomu, do większych zmian nie doszło. Walki trwają wzdłuż całej linii frontu i rosyjskie wojska powoli pełzną do przodu, zdobywając skrawki terenu pod Kupiańskiem i nieco dalej na południe pod Borową, Pokrowskiem i Nowopawliwką. Za to ukraińskie wojska w udanym kontrataku wyzwoliły wieś Kondratiiwka w obwodzie sumskim, przy granicy z Rosją.
Czytaj też: Wojna maszyn. Drony terroryzują Ukrainę
Kapiszony Iranu
Kapiszony Iranu w odpowiedzi na amerykański atak zadziwiły świat, ale tak właśnie obstawialiśmy. Nie wiadomo było, czy ajatollah zechce zostać męczennikiem, a co najmniej się na to narazić. Stwierdził najwyraźniej, że musi żyć dla dobra ludzkości. Dlatego odpowiedź Iranu była anemiczna, konieczna, by nie stracić twarzy przed własnym ludem, który też ma jego władzy dość, ale wobec wroga zewnętrznego na czas agresji jest w stanie się zjednoczyć „wokół flagi”, jak to mówią Amerykanie, a który to idiom zakorzenił się i u nas, zaszczepiony przypuszczalnie przez Radosława Sikorskiego jakąś dekadę temu. Najwyższy przywódca Iranu musiał coś zrobić, ale ze świadomością, że długotrwała wojna mimo wszystko mu nie służy.
Iran odpalił pociski balistyczne na amerykańską bazę Doha w Katarze, a dokładnie na znajdujące się po zachodniej stronie miasta Camp As Sayliyah, wysunięte stanowisko dowodzenia US Central Command, które jest odpowiednikiem rosyjskiego okręgu wojskowego. Ponieważ Doha – jako stolica emiratu – jest silnie broniona, tak przez amerykańskie systemy przeciwlotnicze i przeciwrakietowe, jak i przez katarskie, to wszystkie odpalone pociski lecące w stronę Camp As Sayliyah zostały zestrzelone albo zboczyły z trasy i spadły na katarską pustynię lub do wód Zatoki Perskiej. A że odpalono ich dokładnie tyle, ile bomb Amerykanie zrzucili na Iran (12 GBU-57 MOP z sześciu B-2A), to atak nie był zmasowany, zapewne do zestrzelenia było z sześć. 30 pocisków Tomahawk Iran nie doliczył, bo atak był taki, jaki miał być: miał zaistnieć, ale nie wyrządzić poważniejszych szkód, żeby nie zmuszać Stanów Zjednoczonych do zdecydowanej odpowiedzi. Zapewne dla Iranu najważniejsze jest, by ocalić swój program jądrowy, więc wszelkie bombardowania oraz ataki pociskami manewrującymi na instalacje związane z bronią jądrową nie są obecnie pożądane. Jak już Iran wyprodukuje odpowiednią liczbę głowic, to sytuacja może się diametralnie zmienić. Nikt nie odważy się ruszyć Korei Północnej i taki sam status nietykalnego może uzyskać uzbrojony w broń jądrową Iran. Wbrew temu, co sobie co niektórzy myślą, tamtejsze władze myślą logicznie i dążą do osiągnięcia własnych celów w racjonalny sposób. A celem nadal jest pozyskanie broni jądrowej.
Ponieważ jednak pełną tego świadomość ma też Izrael, więc by zadowolić Donalda Trumpa, zgodził się skwapliwie na rozejm, po czym po trzech godzinach jak na zawołanie spadła na to państwo pojedyncza rakieta i samoloty izraelskie znów ruszyły na Iran. Bardzo to zdenerwowało Donalda Trumpa, który stwierdził, że te dwa kraje, które walczą ze sobą tak długo i tak zacięcie, nie rozumieją, do cholery, co robią. Z tym, że nie użył słów „do cholery”, a innych. Pomijamy fakt, że Izrael z Iranem bezpośrednio walczą od niedawna, dotychczas Izrael ścierał się z Arabami, a z Persami właściwie po raz pierwszy.
Oczywiście wywiady obu państw zapewne zdają sobie sprawę z tego, że do zbudowania bomby atomowej Iran ma dość daleko, co niechcący potwierdziła mjr rez. Tulsi Gabbard, dyrektorka CIA, ale została natychmiast zrugana przez Donalda Trumpa, który stwierdził, że ona się myli. Swoją drogą szef wywiadu, który się myli, jest guzik warty i powinien być natychmiast zwolniony i zastąpiony przez kogoś, kto zrobi porządek. Trump Tulsi Gabbard nie zwolnił, z czego może wynikać, że dyrektorka się nie myli, a jedynie nie znała aktualnego przekazu dnia. Teraz oczywiście zgodnie z nim Amerykanie jak uderzyli, to wszystko zniszczyli do cna, bo przecież to najlepsze siły zbrojne na świecie. Po co Izrael dalej atakuje Iran, trudno powiedzieć, skoro cele wojny zostały z pomocą USA już osiągnięte całkowicie. Chyba że cele sugeruje nazwa izraelskiej operacji Am K'lavi, czyli „Powstający Lew”. Lew z mieczem w prawej przedniej łapie był we fladze Iranu przed rewolucją islamską w 1979 r., od kiedy to rządzą państwem szyiccy duchowni, ajatollahowie.
Obecnie Iran jest przyjazny jedynie Rosji, która bezsilnie patrzy na to, co się dzieje, ale nie ma jak mu pomóc, bo sama też nie chce się bezpośrednio zderzyć z USA. Przynajmniej na razie, bo Stany Zjednoczone zawsze były w Rosji postrzegane jako najgroźniejszy wróg.
Czytaj też: Bliski Wschód w ogniu. Czy Izraelowi wolno więcej?
Miedwiediew wychodzi przed szereg
Po tym wstępie pora przejść do głównego tematu, czyli do wpisu Miedwiediewa na Telegramie. W swojej dość długiej wypowiedzi zatytułowanej: „Co osiągnęli Amerykanie swoim nocnym atakiem na trzy miejsca w Iranie?”, były prezydent Rosji, zajmujący obecnie mało eksponowane stanowisko zastępcy przewodniczącego Rady Bezpieczeństwa FR, zawarł dziesięć punktów, ale zacytujemy tylko sześć, bo te uważamy za ważne:
- Krytyczna infrastruktura programu jądrowego, jak się wydaje, nie została uszkodzona lub została uszkodzona tylko nieznacznie.
- Wzbogacanie materiałów jądrowych, a teraz możemy powiedzieć wprost – i przyszła produkcja broni jądrowej – będą kontynuowane.
- Kilka krajów jest gotowych bezpośrednio dostarczać Iranowi swoją broń jądrową.
- Izrael jest atakowany, wybuchy grzmią, ludzie panikują.
- USA wciągane są w nowy konflikt z perspektywą operacji lądowej.
- Reżim polityczny Iranu jest zachowany i jest wysoce prawdopodobne, że stał się silniejszy.
Warunkowo jesteśmy w stanie zgodzić się z punktami pierwszym i drugim, bo i taka jest nasza ocena bazująca na informacjach z dostępnych źródeł. W czwartym punkcie Dmitrij Miedwiediew grubo przesadził. A co do piątego, uważamy, że USA nie wyśle wojsk lądowych do Iranu, bo to po prostu przerasta amerykańskie możliwości i byłoby tragedią. Z Afganistanu i Iraku wyciągnięto wiele wniosków, zwłaszcza taki, że w Afganistanie poniesiono pełną klęskę, zaś w Iraku osiągnięto zaledwie połowiczne zwycięstwo. A Iran to kraj dużo większy, z równie trudnym terenem co Afganistan.
Najciekawszy jest jednak punkt trzeci, który jest nieprawdą. Nikt nie udostępni Iranowi swojej broni jądrowej, nawet Korea Północna, która sama ma niewiele głowic i nie tworzy nowych, a poza tym musiałyby się na to zgodzić Chiny, „opiekujące” się swoim dużo mniejszym sąsiadem, oraz Rosja, inny ważny sojusznik Korei. Oba państwa stanowczo odmówią. Tym bardziej nie udostępnią własnej broni jądrowej Iranowi, by ten zainicjował III wojnę światową lub – jak kto woli – I światową wojnę jądrową, którą można by też nazwać ostatnią. Nikt tego nie chce. Zarówno Rosja, jak i Chiny chcą poszerzać swoje wpływy bardziej subtelnie, kiedy się da, to uzależnieniem ekonomicznym, intensywną wojną informacyjną, dzięki „pośrednikom”, zwanym z angielska „proxy”, a z użyciem siły militarnej w ostateczności. Pakowanie się w długie wojny na wyniszczenie – jak Rosja w Ukrainie w wyniku błędnej oceny sytuacji – nikomu nie jest na rękę. Zakładamy, że Moskwa drugi raz tego błędu nie popełni i będzie się starała lepiej przygotować swoją potencjalną ofiarę przed militarnym wtargnięciem.
A wtedy przeprowadzi planowaną na 7–14 dni operację dekapitacji państwa, zwaną w prasie „trzydniową operacją wojskową”. Tak jak to miało być w przypadku Kijowa, ale nie wyszło, bo Ukraina wcale nie była w rozsypce ani – dzięki odłączeniu się większej części prorosyjskich separatystów w oddzielne quasi-państwa – wcale nie była podzielona. Rosja naszym zdaniem nie planuje używać broni jądrowej, bo chce przetrwać, a nie tworzyć zalążki nowej cywilizacji na atomowej pustyni. Dlatego też nikomu swojej broni jądrowej nie przekaże, bo ma ją po to, żeby samemu straszyć – machać innym przed nosem rakietami i atomowymi okrętami podwodnymi.
Ktoś może zapytać o program nuclear sharing, ale tu od razu chcemy wskazać na istotne różnice. Po pierwsze, program ten jest przewidziany do użycia w czasie wojny, w której sam „dawca atomowych organów” bierze udział i głowice są używane w ramach własnego uderzenia jądrowego na wroga; najczęściej wtedy, gdy ma być ono zmasowane. Oddanie Iranowi własnych głowic jądrowych to całkiem inna bajka i o takim nuclear sharing nikt nigdy nie myślał.
Słuchaj też: Kim jest Ali Chamenei, najwyższy przywódca Iranu. Izrael może się srogo przeliczyć
Nerwowa reakcja Donalda Trumpa
Donald Trump nie zna się na Rosji i nie wie, że Dmitrij Miedwiediew, znany z ostrego języka, którego nie hamuje zwłaszcza wtedy, kiedy nieco spożyje rosyjskiego napoju ludowego, czystego jak łza matki i mocnego jak władza Władimira Władimirowicza, czasem potrafi przeholować. Najczęściej wyraża on to, co mu każą wyrażać, bo innym nie wypada, ale czasem dodaje coś kwiecistego od siebie, tak ze szczerego serca. Ale tym razem pojechał po całości, bo zaraz potem zaczął temu stanowczo zaprzeczać Siergiej Ławrow, przypuszczalnie drugi w rosyjskiej hierarchii po prezydencie Rosji.
Miedwiediew dziś nie jest już nikim ważnym, wyżej od niego są obaj Patruszewowie, ojciec Nikołaj Płatonowicz i syn Dmitrij Nikołajewicz, nieco upadły Siergiej Szojgu, idący w górę Siergiej Naryszkin, szef wywiadu zagranicznego, czy pochodząca z Ukrainy Walentina Matwijenko, przewodnicząca Rady Federacji Rosji, i kilkoro innych. Miedwiediew z jakichś powodów poleciał w tej hierarchii w dół, zapewne z powodu nadużywania alkoholu, czego Putin nie toleruje na najwyższych szczeblach władzy. Trump powinien wiedzieć, że Miedwiediew czasem plecie głupoty, które właściwie można zlekceważyć, bo nie mają pokrycia w realu. Tymczasem napisał: „Czy dobrze usłyszałem byłego prezydenta Rosji Dmitrija Miedwiediewa, który beztrosko operuje słowem na „n” (nuklearny!), mówiącego, że on i inne kraje mogą dostarczyć Iranowi broń jądrową? Czy on to naprawdę powiedział czy coś mi się wydaje? Jeśli to powiedział, proszę powiedzcie mi to NATYCHMIAST (wyróżnienie oryginalne). Słowo na „n” nie powinno być rzucane na wiatr ot, tak sobie. Dlatego pewnie Putin jest SZEFEM. Jeśli ktoś myśli po zeszłym tygodniu, że to, czego użyliśmy w Iranie, to wszystko, co mamy, powinien wiedzieć, że najgroźniejszą bronią są nasze śmiertelnie groźne okręty podwodne, najsilniejsze, jakie kiedykolwiek zbudowano, a które właśnie odpaliły 30 tomahawków i wszystkie perfekcyjnie trafiły w cel”.
Teraz to Donald Trump straszy, przy okazji ujawniając coś, co do tej pory było tajemnicą poliszynela: na atak jądrowy w Ukrainie NATO ma odpowiedzieć uderzeniami konwencjonalnymi z użyciem pocisków manewrujących (głównie Tomahawk) na rosyjskie instalacje związane z bronią strategiczną i jądrową. Można się było zastanawiać, jakie opcje ma NATO w takiej sytuacji, ale Trump właśnie napisał do rosyjskiego wywiadu: na pytanie piąte odpowiedź „C”. Pomijając fakt, że niepotrzebnie się zdenerwował.
Sam Miedwiediew został zmuszony do odwołania swoich słów. Nie dość bowiem, że napisał, że nie miał na myśli tego, co napisał, to jeszcze Dmitrij Pieskow, rzecznik Kremla, od razu to wzmocnił, mówiąc dziennikarzom, że Miedwiediew twardo stwierdził, że Rosja nie ma zamiaru udostępniać swojej broni jądrowej, bo Rosja w odróżnieniu od Iranu umów przestrzega i zgodnie z traktatem o nierozprzestrzenianiu broni jądrowej nikomu swojej broni nie przekaże. O traktacie budapesztańskim, w którym Rosja gwarantowała integralność ukraińskiego terytorium, najwyraźniej zapomniał. Musi być bardzo przemęczony.