Świat

Trump wstrzymał dostawy, uderzył Ukrainę tam, gdzie zaboli. To będzie rakietowe tsunami

System Patriot na lotnisku w Rzeszowie-Jasionce, marzec 2025 r. System Patriot na lotnisku w Rzeszowie-Jasionce, marzec 2025 r. Sergei Gapon / AFP / East News
Decyzja Waszyngtonu to wielki problem dla Ukrainy, ale i zły omen dla sojuszników Ameryki. Blokada dostaw dotyczy kluczowej amunicji, używanej w wielu krajach NATO, w tym w Polsce.

Biały Dom potwierdził, że Stany Zjednoczone przestaną dostarczać Ukrainie najcenniejsze dla niej uzbrojenie – pociski przechwytujące do naziemnych systemów obrony powietrznej i antyrakietowej dla F-16 i rakiety ziemia-ziemia dla wyrzutni HIMARS. Decyzja miała być wynikiem przeglądu zapasów przeprowadzonego w Pentagonie. Ale prezydencka rzeczniczka dodała do tego argumentację polityczną, że to Ameryka musi być na pierwszym miejscu, a Ukraina nie jest jedynym krajem, któremu USA udzielają zbrojeniowego wsparcia.

Wprost Izraela nie wymieniła, ale rywalizacja o amerykańskie zasoby w amunicji do systemów obrony powietrznej Patriot jest tu oczywista. Izrael „wystrzelał się” w znacznym stopniu z własnych zapasów, co miało być też jednym z powodów zgody na podyktowany przez Trumpa rozejm. Stosunek prezydenta USA do Ukrainy można z dużą dozą pewności uznać za mniej przychylny niż wobec Izraela.

Rakietowe tsunami nad Ukrainą

Kluczowy jest wojenny kontekst tej decyzji. Zapadła bowiem w czasie, gdy Ukraina poddawana jest rekordowo intensywnym nalotom; z nieba spada nie 100 czy 200, ale ponad 500 pocisków, dronów i rakiet. Ukraińcy dysponują nawet trasami ich przelotów, które nie bardzo się zmieniają, ale nie są w stanie wszystkich zestrzelić. Nie są panami własnego nieba. Coraz więcej, zwłaszcza pocisków balistycznych, uderza w cele. Coraz więcej zniszczeń powodują szczątki dronów. Coraz większe jest zużycie przeciwrakiet. Fale nalotów powtarzają się co kilka dni, podczas gdy we wcześniejszych fazach wojny Rosja potrzebowała dwóch–trzech tygodni przerwy, by ponowić zmasowany nalot. Wojna na lądzie jest nadal pełzająca, ale ta w powietrzu to już rakietowe tsunami.

Szczególnie niemiły jest osobisty zwrot Trumpa. Jeszcze w ubiegłym tygodniu w emocjonalnej wymianie zdań z ukraińską reporterką na szczycie NATO zapewniał, że „zobaczy, co da się zrobić” w sprawie rakiet do Patriotów, o które go zapytała. Wtedy wydawało się, że w Trumpie drgnęła jakaś ludzka struna, że poczuł współczucie, gdy patrzył w oczy młodej żony żołnierza i zapewniał o solidarności.

Chwilowe współczucie nie przełożyło się na strategiczną decyzję, za którą stać miał znany z niechęci do wspierania Ukrainy Elbridge Colby, obecnie naczelny strateg Pentagonu. Dostawy mają być wstrzymane, mimo iż blokada dotyczy amunicji zatwierdzonej do przekazania Ukrainie przez administrację Joe Bidena.

Czytaj też: „Wsiadaliśmy do samochodu. Nagle dron. Z nóg została miazga”. Paweł Reszka z frontu w Ukrainie

Pociski na wagę złota

Brak oficjalnej listy amunicji, która do Ukrainy już nie trafi. Ale amerykańskie media na pierwszym miejscu wymieniają pociski przechwytujące typu PAC-3 do wyrzutni Patriot. Produkowane w dwóch odmianach, od 20 lat są głównym – i bardzo skutecznym – antyrakietowym orężem tego systemu symbolu. To one zapewniają trafienie „kulą w kulę”, co często przywołuje Trump na dowód technologicznego zaawansowania wytwarzanej w USA broni.

I ma rację, bo technologia antyrakietowa jest jedną z tych, w których Amerykanie zdecydowanie przodują. Patriot dzięki temu stał się globalną marką i obiektem pożądania wielu sił zbrojnych. Niestety, to system drogi i skomplikowany w produkcji, szczególnie w zakresie rakiet przechwytujących. Pociski te produkowane są wyłącznie w USA i kosztują kilka milionów dolarów za sztukę. Ile ich rocznie wyjeżdża z fabryk? W ubiegłym roku „ponad 500” – chwalił się Lockheed Martin i podawał to jako niebywałe osiągnięcie.

Jak na kilkunastu odbiorców na świecie, w tym dwóch prowadzących aktywną wojnę, taka produkcja to bardzo niewiele. Amerykanie jednak zazdrośnie strzegą swojej technologii i na razie nie ma nawet planów, by pociski te produkować gdzieś indziej. Starszej generacji PAC-2 – owszem, ich fabryka ma powstać w Niemczech. Komponenty do rakiet? Czemu nie, w Polsce np. mikrosilniki sterowania. Ale całe pociski – wykluczone. Oczywiście rakiety do Patriotów znajdują się w zapasach ich europejskich i światowych użytkowników, ale dostawy z USA są kluczowe, bo tam zapasy są największe i trwa produkcja (choć też na zamówienie agencji NATO i poszczególnych państw Sojuszu).

Nie wszystko załatwią drony

Blokada dotyczyć ma jednak szerszej gamy uzbrojenia: kierowanych pocisków GMLRS do wyrzutni rakietowych, przeciwlotniczych przenośnych Stingerów, pocisków przeciwpancernych Hellfire, pocisków powietrze-powietrze AIM-7 czy kierowanych pocisków artyleryjskich 155 mm. I znowu: część tej amunicji jest „nie do zastąpienia”. Szczególnie GMLRS-y, czyli podstawowe rakiety do wyrzutni HIMARS i podobnych wieloprowadnicowych systemów ziemia-ziemia.

To rakiety latające na odległość 85 km i uderzające we wskazany punkt z precyzją kilku metrów. To nimi Ukraińcy niszczyli rosyjskie przeprawy na Dońcu czy dziurawili most Antonowski na Dnieprze, wspierając operacje w obwodzie charkowskim czy chersońskim. To one zmieniły bilans na polu walki latem 2022 r. i pomogły wyprzeć Rosjan z części terenów zajętych we wczesnej fazie wojny. Podobnie jak w przypadku Patriotów HIMARS-y i ich rakiety to systemy dające taktyczną przewagę i pomagające osiągać operacyjne sukcesy.

Pociski te nie są tak skomplikowane jak PAC-3, ale podobnie jak one nie są produkowane poza USA. Obecnie powstaje ich ok. 10 tys. rocznie, więc też znacznie więcej niż tych antyrakietowych. Są w zapasach u wielu użytkowników poza Ameryką, więc gdzieś jeszcze będą rezerwy, ale bez dostępu do nowej produkcji będzie problem z utrzymaniem „zasilania” głównego, frontowego środka ogniowego dalekiego zasięgu. Nie wszystko da się załatwić dronami. Czasem bez walnięcia HIMARS-em się nie obędzie.

Ukraina stopniowo buduje własne rakiety i ubytek uderzeniowych GMLRS-ów nie będzie aż tak bolesny jak utrata przechwytujących Patriotów. Tym bardziej że wojna na lądzie przybrała inny wymiar. Salwy ciężkiej artylerii nie są tak częste jak wcześniej, bo cele są inne – bardziej rozproszone, lżejsze, w pewnym sensie łatwiejsze do porażenia, choć czasem trudniejsze do wykrycia. Zwiad i rozpoznanie załatwiają drony, które biorą też na siebie eliminację – ludzi czy pojazdów. Ale gdy szykuje się większa akcja i jakimś cudem przez wiszącą w powietrzu dronową zaporę przedzierają się czołgi, trzeba uderzyć silniej. Tylko artyleria jest w stanie szybko i bezkompromisowo zniszczyć stanowisko armat czy wyrzutni wroga. Tylko rakiety dosięgną celów dalej za linią frontu. Ukraina wciąż zależy od HIMARS-ów w tych zadaniach, tak samo jak zależą od nich sojusznicy USA z NATO.

Czytaj też: Szczyt NATO w Hadze. Trump żąda i dostaje. Powinien być zadowolony, choć może zaskoczyć

America first

Dlatego decyzja Pentagonu, dyktowana strategią „America first”, jest ważna też dla nas i innych krajów użytkujących amerykańskie uzbrojenie. Okazuje się bowiem, że z dnia na dzień Ameryka jest w stanie zerwać daną obietnicę i zatrzymać dostawy. Oczywiście Ukraina nie jest jej formalnym sojusznikiem, nie należy do NATO ani nie ma z Waszyngtonem traktatu dwustronnego. Ale czy traktaty będą mieć znaczenie, gdy w grę wchodzi interes Ameryki, podlegający ocenie obecnej ekipy w Białym Domu i Pentagonie? To pytanie zadają sobie formalni sojusznicy USA od początku drugiej prezydentury Donalda Trumpa, a on właśnie zasugerował odpowiedź.

Polska jest użytkownikiem obu kluczowych systemów, do których amunicji nie dostanie już Ukraina. Patrioty to podstawa naszej obrony antyrakietowej, do której potrzebujemy ponad tysiąca pocisków, zarówno PAC-3, jak i PAC-2, których zamówiliśmy po ok. 800 sztuk.

Inwestycje w wyrzutnie HIMARS miały być jeszcze większe, ale na razie Polska poprzestała na zakupie 20 i wciąż niezrealizowanej zapowiedzi zakupu niemal 500 kolejnych. Negocjacje rozbijają się właśnie o kwestię produkcji w kraju rakiet GMLRS. Z koreańskim odpowiednikiem HIMARS-a, systemem K-239 Chunmoo, poszło łatwiej – polska fabryka rakiet będzie budowana.

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Świat

Izrael kontra Iran. Wielka bitwa podrasowanych samolotów i rakiet. Który arsenał będzie lepszy?

Na Bliskim Wschodzie trwa pojedynek dwóch metod prowadzenia wojny na odległość: kampanii precyzyjnych ataków powietrznych i salw rakietowych pocisków balistycznych. Izrael ma dużo samolotów, ale Iran jeszcze więcej rakiet. Czyj arsenał zwycięży?

Marek Świerczyński, Polityka Insight
15.06.2025
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną