Nawet w ugruntowanej demokracji utrata władzy boli. A konsekwencje odejścia mogą być poważniejsze od zwykłej depresji. Tracącym władzę wymyka się bowiem spod ręki kontrola, do której przywykli za czasów pełnienia urzędu. Przykre konsekwencje szykują się we Francji w stosunku do byłego premiera Dominique’a de Villepina i prezydenta Jacquesa Chiraca.
Były prezydent i premier stanowili zgrany tandem, który na dobre połączył wspólny front oporu wobec polityki Georgea W. Busha tuż przed wojną z Irakiem. Villepin był wówczas ministrem spraw zagranicznych Chiraca. Obaj bardzo skutecznie w oczach Francuzów odmówili udziału w obalaniu Saddama. Co więcej, próbowali zorganizować szerszy front oporu w stosunku do decyzji USA.
Tandem Chirac-Villepin funkcjonował bez zgrzytów prawie do końca kadencji prezydenta i przekazania sterów państwa Nicolasowi Sarkozy’emu. Chirac jednak nigdy w pełni nie poparł kandydatury Sarkozy’ego. Jego plan zakładał, że zastąpi go w Pałacu Elizejskim Villepin, a nie Sarkozy.
Scenariuszowi temu stały na przeszkodzie dwie zasadnicze przeszkody. Dominique de Villepin nigdy nie został wybrany w żadnych wyborach powszechnych, bo nigdy do takich nie stanął. A to dla przyszłego premiera niezły handikap. Drugą przeszkodą były właśnie ambicje Sarkozy’ego. Pierwszą można było przeskoczyć, bo w końcu Villepina mieli Francuzi wybrać na prezydenta właśnie w wyborach powszechnych. Drugą trzeba było usunąć zawczasu. Ale, kto zna Sarkozy’ego, a obaj znali go na wylot, ten wie, że osiągnięcie tego drogą perswazji było niemożliwe. Można było jednak uwikłać niesfornego ministra spraw wewnętrznych w aferę wyłączającą go z wyborczego wyścigu.
Latem 2004 roku wybuchła tzw. afera Clearstream. W trakcie prowadzonego od r. 2001 dochodzenia w sprawie korupcji dotyczącej sprzedaży przez Francję fregat Tajwanowi, sędzia śledczy został naprowadzony w dość niejasny, zawiły i podejrzany sposób - z udziałem funkcjonariuszy tajnych służb - na listę francuskich osobistości posiadających rzekomo tajne konta w luksemburskim banku (tzw. clearing house) Clearstream. Osobistości te miały być zamieszane w mafijne interesy z m.in. oligarchami rosyjskimi. Na liście tej znalazło się nazwisko Nicolasa Sarkozy’ego.
Przejdźmy teraz do trybu przypuszczającego, gdyż możliwym scenariuszem wydarzeń zajmuje się obecnie francuski niezawisły sąd.
Clearstream mogło okazać się potężnym hakiem na szykującego się do kandydatury umiarkowanej prawicy na urząd prezydenta Sarkozy’ego. Dziwnym zbiegiem okoliczności informacje o rzekomym udziale Sarkozy’ego w aferze zbiegły się z niecodziennym zachowaniem samego prezydenta Chiraca. Sugerował on publicznie, że Sarkozy nie jest dostatecznie samodzielny - w telewizyjnym wywiadzie z okazji święta narodowego 14 lipca 2004 r. powiedział, że minister spraw wewnętrznych jest od tego, by „wykonywał jego polecania”. Również stosunki Sarkozy’ego z premierem gwałtownie ostygły. Cała Francja oglądała w TV scenę, w której zaproszony na rozmowę z premierem Sarkozy czekał aż ten wróci z joggingu.
Nie w ciemię bity Sarkozy z oskarżeń wywinął się dość gładko. Do Villepine’a przylgnęło jednak podejrzenie, że to on mógł być zleceniodawcą afery hakowej. Od razu po złożeniu przez niego urzędu premiera sprawą zainteresował się resort sprawiedliwości. Villepin był wielokrotnie przesłuchiwany, dokonano również rewizji w jego biurze i domu. Dla dobra śledztwa sędziowie zakazali mu wszelkich kontaktów z... byłym prezydentem Jacquesem Chirakiem. Francja zaczęła pasjonować się hipotezą, że zleceniodawcą afery z kontami w Clearstream mógł być sam Chirac.
Ostatnie zeznania Villepine’a wydają się jeszcze pogrążać Chiraka. Villepin zeznał bowiem, że oględnie, bo oględnie, ale informował prezydenta o tym, że w sprawie wyssanej z palca listy osób posiadających nielegalne konta w Clearstream powierzył misję byłemu funkcjonariuszowi tajnych służb, generałowi Phillipe’owi Rondotowi. Chirac zaś do tej pory zaprzeczał, jakoby wiedział o misji Rondota. Nic dziwnego, że obaj panowie, mający zresztą ciągle zakaz wzajemnych kontaktów, nie mogą już po prostu na siebie patrzeć.
Nicolas Sarkozy bardzo niechętnie wypowiada się na temat afery Clerastream. Jeszcze mniej mówi o roli, jaką mogli odgrywać w organizowaniu na niego haków były prezydent i premier. Odsyła ciekawskich do wyników śledztwa prowadzonego przez niezawisły sąd. I ma rację. Zemsta, jak mówi francuskie przysłowie, to danie, które spożywa się na zimno. Chirac i Villepin jako zimne przystawki? O tym zadecyduje niezawisły sąd.