Jezus żył na ziemi dużo krócej, niż będzie żył Fidel. Fidelem opiekują się gerontolodzy rumuńscy, którzy wcześniej dbali o Ceausescu. Jedno się już bezpowrotnie skończyło – panienki. Fidel był dziwkarzem jak każdy latynoamerykański caudillo, ale wiek ma swoje prawa.
Kuba utrzymywana była przez Związek Radziecki, który kupował cukier trzcinowy i płacił za dzierżawę terenów pod instalacje militarne. To się nazywało „bratnią pomocą” i nie miało żadnego uzasadnienia ekonomicznego. Monokultura trzciny wyjałowiła gleby na Kubie i kraj, który miał się stać Kuwejtem cukru, zaczął likwidować cukrownie, Fidel odkrył bowiem, że przynoszą straty.
Kiedy Związek Radziecki przestawał istnieć, Fidel, zamiast przyjrzeć się, co robią Chińczycy reformujący gospodarkę według recepty Deng Xiaopinga, wygadywał brednie o tym, że Kuba jest niezatapialnym lotniskowcem socjalizmu. Tymczasem z tego lotniskowca uciekało do USA coraz więcej ludzi i na Florydzie było ich już około półtora miliona. Fidel mówił o nich guzanos (robaki), ale jednocześnie pozwalał wyjeżdżać swoim agentom. Emigranci wymieszani z agentami to bardzo wpływowa w Stanach grupa etniczna. Dała Amerykanom wielu lekarzy i architektów oraz dużą część elektoratu głosującego na republikanów. To oni są najtwardszymi przeciwnikami zniesienia sankcji gospodarczych wobec Kuby, kto wie, czy nie za sprawą agentów. Gdyby bowiem sankcje zniesiono, Fidel dawno już by upadł. Wtedy Kuba poszłaby może śladami ChRL, choć poza sankcjami legła temu na przeszkodzie nieobecność Che Guevary.
Gdyby Che nie pokłócił się z braćmi Castro i gdyby nie wyjechał do Boliwii, gdzie zginął, losy Kuby potoczyłyby się zapewne inaczej. Guevarze już na początku lat 60. nie podobał się system sowiecki, a zwłaszcza jego kubańska odmiana.