Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Świat

Dom Niepokoju

Nowe pokolenie osadników stworzyło państwo w państwie

Mur oddzielający tereny Izraela i Zachodniego Brzegu, Fot. ChrisYunker, Flickr, CC by SA Mur oddzielający tereny Izraela i Zachodniego Brzegu, Fot. ChrisYunker, Flickr, CC by SA
Bez wysiedlenia 250 tys. osadników z Zachodniego Brzegu nie będzie pokoju z Palestyńczykami. A ewakuacja grozi wybuchem wojny domowej.
JR/Polityka

Tegoroczne zbiory oliwek w Judei i Samarii zakończone zostały sukcesem: palestyńscy właściciele plantacji, przetwórcy i cała branża uzyskali w sezonie 2008/2009 dochód 140 mln dol.”. Ten komunikat, przesłany zagranicznym dziennikarzom akredytowanym w Izraelu, nie pochodzi ani z ministerstwa rolnictwa, ani z palestyńskiej Izby Handlowej. Jego autorem jest rzecznik armii izraelskiej. Kto nie zna meandrów życia na Zachodnim Brzegu, zdziwi się: od kiedy to wojsko, zwykle zasypujące media wiadomościami o działaniach przeciw terrorystom, troszczy się o palestyńską gałązkę oliwną? Ano od czasu, gdy zaczęło tracić grunt pod nogami. Rzeczywista władza państwa na terenach okupowanych pomału, lecz skutecznie przechodzi w ręce fanatycznych osadników.

Doroczne zbiory oliwek dały przykład przewagi bezprawia nad porządkiem publicznym. Co noc bandy uzbrojonej młodzieży – zamieszkującej nieistniejące oficjalnie (ponieważ niezaznaczone na żadnej mapie) osiedla – podpalały, ścinały, a nawet wykorzeniały stuletnie drzewa oliwne rosnące na prywatnej ziemi rolników palestyńskich. Każdy, kto próbował im przeszkodzić, trafiał do szpitala. Fanatycy twierdzą, że stwórca nadał tę ziemię narodowi, którego są potomkami. Jaką wagę mają zapisy własności w księgach wieczystych wobec reprezentowanej przez nich woli Najwyższego?

Dopiero ostatniej jesieni, po wielu latach tolerowania politycznego chuligaństwa i zwykłego bezprawia, armia i policja otrzymały rozkaz ochrony palestyńskich rolników. Stąd ten zaskakujący komunikat dla prasy. Niestety, niemal we wszystkich innych dziedzinach zarówno armia okupująca Zachodni Brzeg, jak i politycy, którzy ją tam wysłali, są w defensywie wobec nielegalnego osadnictwa.

Osiedlowy galimatias 

25 lat temu Zachodni Brzeg zamieszkiwało 22 800 osadników żydowskich. Dzisiaj jest ich 282 tys. W ostatnim dziesięcioleciu izraelska populacja Judei i Samarii – taka jest oficjalnie używana nazwa terenów okupowanych – powiększała się trzykrotnie szybciej od ludności w starych granicach państwa Izrael. Wbrew rezolucjom Organizacji Narodów Zjednoczonych i na przekór zobowiązaniom podjętym w Camp David, a podpisanym podczas ostatniej konferencji w Annapolis (chodzi tutaj o wymyśloną jeszcze za czasów prezydenta Busha tzw. mapę drogową), wszystkie kolejne rządy Izraela patrzyły przez palce na istniejące już na Zachodnim Brzegu osiedla i wspierały finansowo powstawanie nowych. Część osiedli powstała bez zgody rządu, często nawet wbrew oficjalnym zaleceniom. Zbudowała je – na ogół na prywatnej ziemi Palestyńczyków – młodzież inspirowana mesjanistyczną wizją Wielkiego Izraela. Dotychczas powstało ponad sto takich nielegalnych osiedli.

Za tą ekspansją fanatyzmu nieuznającego żadnego prawa często stały układy koalicyjne z partiami narodowymi i religijnymi, bez których upadłyby nawet rządy liberalne lub umiarkowanie lewicowe. Partie te blokowały każdą inicjatywę sprzeczną z ich ideologią. Często poszczególni szefowie resortów działali na własną rękę, bez uchwał całego gabinetu. Powstał galimatias, w którym trudno się zorientować, jakie działania – na terytoriach okupowanych – są zgodne z izraelskim ustawodawstwem, a jakie pozostają w szarej strefie między prawem a bezprawiem.

Szczytem absurdu była skarga Prokuratury Generalnej, wniesiona do Najwyższego Trybunału Administracyjnego przeciw... izraelskiej armii, w imieniu której specjalna komisja wojskowa zatwierdziła przekazanie setek hektarów ziemi w pobliżu wsi Tilat i Nebi Samuel w ręce fundacji, której celem statutowym jest nabywanie gruntów pod budowę nowych osiedli. Komisja wojskowa przekazała ziemię, powołując się na ustawę z 1958 r., która umożliwia zasiedzenie własności na tych terenach już po 10 latach, nawet jeśli posiadacz siłą odebrał własność właścicielom figurującym w księgach wieczystych.

Prawnicy zakładają, że Trybunał Administracyjny zgodzi się z argumentacją prokuratury i uzna przejęcie ziemi za bezprawne, ale trzeba się liczyć z tym, że przewód sądowy potrwa dwa do trzech lat. W tym czasie fundacja zbuduje dziesiątki nowych budynków, do których wprowadzą się setki rodzin osadniczych. Aby uzyskać nakazy eksmisji i zburzenia bezprawnie wzniesionych zabudowań, niezbędna będzie nowa rozprawa sądowa. Tak więc zabawa w tę niby-legalną ciuciubabkę może się ciągnąć w nieskończoność.

W niedawnej przeszłości władze mogły w takich przypadkach prowadzić trudne, lecz rzeczowe rokowania z Radą Osadników, reprezentującą żydowskich mieszkańców Zachodniego Brzegu. Doświadczenie ostatnich lat wskazuje, że spora część osadników nie uznaje już decyzji Rady, którą uważa za zbyt uległą. Nie zmieniła biegu rzeczy ostatnia decyzja ministra obrony Ehuda Baraka, który na początku grudnia, czyli w czasie, gdy sprawa praworządności na Zachodnim Brzegu staje się najistotniejszym problemem wewnętrznym państwa żydowskiego, podpisał dokument zezwalający na budowę 400 nowych mieszkań i lokali handlowych w osiedlach Ariel, Modiin Ilit, Efrat, Maale Adumim, Oranim, Alon Szwut i Beit El. Chwilami wydaje się, że nie wie prawica, co czyni lewica.

Dom Pokoju? 

Nowe pokolenie osadników, wśród nich przybysze z USA, stworzyło państwo w państwie. To na ogół młode rodziny o nacjonalistycznych poglądach, interpretujące na swój specyficzny sposób pojęcie „prawdziwego syjonizmu”. Za swych wrogów uważają nie tylko Palestyńczyków, ale także tych Izraelczyków, którzy skłonni są zrezygnować z jednego choćby metra kwadratowego Ziemi Świętej. Mężczyźni odbyli obowiązkową służbę wojskową, często w doborowych jednostkach, są doskonale wyszkoleni we władaniu bronią; istnieje uzasadniona obawa, że – motywowani mistyczną wiarą i skrajną ideologią – w chwili ostatecznej konfrontacji nie zawahają się przed jej użyciem.

Większość tych fanatycznych rodzin buduje własne osiedla. Na ogół składają się z kilku naprędce wzniesionych baraków, pozbawionych bieżącej wody i prądu. Nie odstraszają ich trudne warunki codziennego bytu. W dzień pojawiają się buldożery policji i wojsk ochrony pogranicza, aby zrównać z ziemią tymczasowe kwatery, w nocy osadnicy je odbudowują. Popierający ich równie fanatyczni rabini dodają im otuchy. Niedawno, podczas trzeciej próby zburzenia tzw. fermy Federmana w pobliżu Hebronu, przewodniczący rabinów Judei i Samarii Dow Lior oznajmił dziennikarzom, że akcje policji przypominają mu wysiedlanie ludności żydowskiej podczas okupacji nazistowskiej w Polsce.

W pierwszej połowie grudnia starcia w Hebronie okazały się kolejną próbą sił. Ortodoksyjne wielodzietne rodziny okupowały od marca 2007 r. kilkupiętrowy budynek zwany Aradżabi, który zarówno Palestyńczycy, jak i osadnicy traktują jako swoją prywatną własność. Sprawa znalazła się na wokandzie Sądu Najwyższego w Jerozolimie. Sędziowie nakazali natychmiastową eksmisję dzikich lokatorów – do czasu ustalenia prawowitego właściciela. Wyrok podpisano w drugiej połowie listopada 2008 r. W odpowiedzi lokatorzy budynku Aradżabi nazwali swoją siedzibę Domem Pokoju, wywiesili w oknach flagi z gwiazdą Dawida, a na dachu ustawili broń maszynową.

Setki mieszkańców okolicznych osiedli otoczyło sporną nieruchomość żywym kordonem, który uniemożliwił wojsku i policji wyegzekwowanie wyroku. Na miejscu nie zabrakło rabina Szaloma Wolpe (patrz ramka), nawołującego do zbrojnego oporu. W kilku starciach fanatycy oblewali żołnierzy terpentyną, nazywali ich nazistami i wrogami narodu żydowskiego, a narodowo-religijni przywódcy miejscowych osadników oznajmiali po raz niewiadomo który, że nie obowiązują ich ani postanowienia izraelskich sądów, ani decyzje podejmowane przez rząd. Do budynku wprowadzały się wciąż nowe rodziny.


Rabin Szalom Dov Wolpe, postać znana w jednym z odłamów ruchu Chabad (żydowska organizacja propagująca wiedzę na temat kultury i religii, kabały i świąt żydowskich), rozdaje nagrody pieniężne i błogosławieństwa tym żołnierzom armii izraelskiej, którzy odmawiają wykonania rozkazu burzenia dzikich osiedli żydowskich, wznoszonych bez zezwolenia na odległych wzgórzach Zachodniego Brzegu. Pierwszy laureat jego nagrody, szeregowy Menachem Bakusz, czeka właśnie w celi więziennej na rozpoczęcie procesu. Podczas usuwania mesjanistycznego „wozu Drzymały" najpierw z bronią w ręku zagrodził drogę jednostce wojsk ochrony pogranicza, która otrzymała rozkaz zburzenia baraku, a następnie zrzucił mundur i w samej tylko bieliźnie przeklinał Państwo Izrael, „które jest wrogiem narodu".

Rabina Wolpe można by potraktować jak zwariowanego ekscentryka, gdyby nie rzesze popierających go zwolenników w Izraelu i wsparcie finansowe niektórych Żydów amerykańskich. Niespodziewany sukces jego kampanii spowodował, iż założył partię negującą prawo państwa do reprezentowania narodu i zamierza startować w wyborach parlamentarnych, zapowiedzianych na 10 lutego. Nawet jeśli komisja wyborcza zdyskwalifikuje jego listę, działalność rabina Wolpe wyraźnie wskazuje, że zarazki epidemii fanatyzmu zaczynają przenikać z Zachodniego Brzegu do wnętrza Państwa Izrael. 


Przed świętami Hanuka ponad 20 tys. manifestantów, wśród nich co najmniej dwóch prawicowych posłów do Knesetu, poparło 150 dzikich lokatorów. Sytuacja zaostrzała się z dnia na dzień, ponieważ obie strony – osadnicy i przedstawiciele władzy – zdawały sobie sprawę, że zbliża się chwila decydującej konfrontacji. Rozgoryczeni osadnicy wysmarowali na murze pobliskiego meczetu gwiazdy Dawida i obraźliwe hasła pod adresem proroka Mahometa. Następnego dnia rano żołnierze stacjonujący w Hebronie przewiesili przez ramię pistolety maszynowe i z wiadrami pełnymi wapna zamazywali gorszące napisy.

Decyzję o eksmisji mieszkańców Domu Pokoju podjęto na zamkniętym posiedzeniu gabinetu. Awi Dichter, minister bezpieczeństwa wewnętrznego, powiedział do protokołu: „jeśli nie macie odwagi rozprawić się z rodzimymi terrorystami, nie zadawajcie się z nimi, bo cena będzie wysoka. Nie udawajcie, że coś się zmieni, gdy zburzymy jakiś mało znaczący barak na nic nie znaczącym odludziu. Za naszą słabość słono zapłacimy”. Były to słowa niemal prorocze. Wyczuwając słabość demokratycznej władzy, uzbrojone grupy religijnych manifestantów zajęły jeszcze dwa domy mieszkalne, opróżnione siłą przed dwoma laty. Teraz przebrała się miarka. Następnego dnia po południu, gdy propozycja rokowań z ludźmi nieuznającymi prawa osłabiła ich czujność, ruszyły do akcji oddziały wojska i policji, opróżniając budynki w ciągu godziny. 30 osób zostało rannych, jeden żołnierz ma oczy wypalone kwasem solnym.

Żydowska intifada 

Młodzi osadnicy nie pogodzili się z klęską; zapowiedzieli, że jeszcze tam wrócą. Na razie odreagowują frustracje na Palestyńczykach. Dwóch zastrzelili z zimną krwią. Kamery telewizyjne zarejestrowały mord. Kilka domów w Hebronie zostało podpalonych przez rozwścieczonych bojowników świętej sprawy. W ciągu kilku dni bunt rozprzestrzenił się na cały niemal obszar Zachodniego Brzegu. Kilkudziesięciu uzbrojonych młodych osadników blokowało przez kilka godzin wjazd do Jerozolimy. Prasa hebrajska pisze o żydowskiej intifadzie.

W Izraelu toczy się obecnie kampania wyborcza – nie najlepszy czas na podejmowanie stanowczych decyzji. Zwłaszcza że w prawyborach w partii Benjamina Natanjahu (Likud) kilku przedstawicieli szalejących osadników zajęło wysokie miejsca na liście kandydatów do Knesetu. Ich lider Mosze Feiglin oznajmił dziennikarzom: „niewykluczone, że zostanę premierem. Jeśli tak się stanie, posiedzenie rządu otworzę modłami na Wzgórzu Świątynnym. Zaraz po tym wystąpimy z Organizacji Narodów Zjednoczonych i zamkniemy ambasady w Niemczech i innych krajach antysemickich. W kraju wprowadzony zostanie kalendarz żydowski, który obowiązywał w czasach biblijnych. A wszelka tak zwana pomoc humanitarna dla Palestyńczyków zostanie oczywiście zawieszona od zaraz...”.

Prezydent Izraela Szimon Peres, przemawiając w parlamencie brytyjskim, przyznał, że rokowania pokojowe na Bliskim Wschodzie mogą utknąć w martwym punkcie, „ponieważ ewakuacja 250 tys. osadników z Zachodniego Brzegu bez wojny domowej może się okazać zadaniem trudnym do wykonania”. Były to słowa prawdy, którą każdy rozsądnie myślący Izraelczyk zna od dawna.

 

Polityka 3.2009 (2688) z dnia 17.01.2009; Świat; s. 73
Oryginalny tytuł tekstu: "Dom Niepokoju"
Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Kraj

Przelewy już zatrzymane, prokuratorzy są na tropie. Jak odzyskać pieniądze wyprowadzone przez prawicę?

Maszyna ruszyła. Każdy dzień przynosi nowe doniesienia o skali nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, ale właśnie ruszyły realne rozliczenia, w finale pozwalające odebrać nienależnie pobrane publiczne pieniądze. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar powołał zespół prokuratorów do zbadania wydatków Funduszu Sprawiedliwości.

Violetta Krasnowska
06.02.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną