Przed dwoma laty miała miejsce dyskusja, czy Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy nie tracą znaczenia. Dziś oczekuje się od nich, że wyprowadzą świat z kryzysu. Czy obie te instytucje posiadają wystarczające ku temu instrumenty?
Robert Zoellick: Sądzę, że to pytanie zawiera w sobie odpowiedź. Nasze zadanie jest bardzo konkretne: ponieważ kraje bogate na potęgę wspierają swoje banki, wiele państw rozwijających się nagle trafiło na problemy w pozyskiwaniu pieniędzy. Pomagamy im szybko i zdecydowanie. Najdynamiczniej rozwijającym się krajom Bank Światowy przekazał dotychczas 35 mld dolarów. W następnych trzech latach będziemy mogli przekazać do stu miliardów dolarów. Dla najbiedniejszych mamy 43 mld dolarów pod warunkiem, że kraje uprzemysłowione dotrzymają swych obietnic z ostatniego roku.
Wystarczy, by przetrzymać kryzys?
Nie. Rządy także muszą robić więcej. Dlatego pochwalam postawę rządu niemieckiego. Niemiecki program ożywienia koniunktury obejmuje sto milionów euro, za których pomocą możemy finansować projekty infrastrukturalne w krajach rozwijających się. Takie projekty kładą podwaliny pod przyszły wzrost produktywności. Ponadto pracujemy nad funduszem w wysokości pół miliarda euro dla instytucji mikrofinansowych. Od udzielanych przez nie mikrokredytów uzależnionych jest mnóstwo firm w krajach rozwijających się. Tworzą one większość miejsc pracy i akurat w okresie kryzysu są szczególnie elastyczne. Ale obecnie mikrobanki z dnia na dzień przestają być finansowane z zagranicy, choć ich bilanse w zasadzie są w porządku.
Co powinny dla tych państw zrobić kraje uprzemysłowione?
Zaproponowałem specjalny fundusz kryzysowy dla krajów rozwijających się.