Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Świat

Wieże Katalonii

Konstruują ludzkie wieże

Ludzkie wieże Ludzkie wieże Tomasz Czech
Stają sobie na głowach od ponad 200 lat. Baixos dźwigają na ramionach ciężar osobowego samochodu, enxanetes paradują bez zabezpieczeń na wysokości kilkunastu metrów. Nie zawodowi akrobaci, ale gospodynie domowe i urzędnicy.

Arnau Leixà ma 8 lat i wspina się od trzech. Po głowach i ramionach ludzi tworzących bazę dobiega do Manela. Stawia mu stopę na łydce, z tyłu, tuż pod kolanem. Potem na udzie, pod pośladkami – z tłuszczu i mięśni robi się tam specjalna półeczka. Teraz pas i, hop!, jest już na ramionach. Wdrapuje się na Eduarda, Victora, potem Clarę, Laurę i Aďdę, która zaciskając zęby walczy o utrzymanie równowagi. Jeszcze tylko wejść na sześcioletnią Monikę i na sekundę unieść rączkę. Udało się, tłum wiwatuje. Arnau jest 12 m nad ziemią, na wysokości dachu trzypiętrowej kamienicy. Mówi, że się wtedy nie boi.

Castellers, czyli budowniczy castells, dosłownie – zamków, konstruują ludzkie wieże. Obok pa amb tomàquet – chleba z pomidorem, FC Barcelony i kościoła Sagrada Família, to największy powód do dumy, a przy okazji ulubiona rozrywka mieszkańców Katalonii.

W sezonie, który trwa prawie cały rok, występ którejś z pięćdziesięciu colles, czyli grup castellers, można zobaczyć w każdy weekend. Najważniejsze z pokazów transmituje na żywo katalońska telewizja TV3, a „La Vanguardia”, „El País” i wszystkie lokalne dzienniki zamieszczają komentarze do niedzielnych występów. Częściowo katalońskie linie lotnicze Spanair pomalowały najnowszego Airbusa w barwy mistrzowskiej grupy z Vilafranca. Hiszpania ma corridę, my mamy castellers – lubią powtarzać katalońscy patrioci.

Wieża

„Buduj z nami wieże!” – zachęca wlepka w barcelońskim metrze. Tak promują się Castellers de Barcelona, najstarsza colla w mieście, której w przyszłym roku stuknie czterdziestka. Licząca około czterystu aktywnych członków grupa to, według zwyczaju każącego wymieniać w nazwie najwyższą wzniesioną konstrukcję, colla de nou, czyli dziewięciu pięter.

Ćwiczą w każdy wtorek i sobotę, we własnym lokalu, na który składa się bar, specjalnie przystosowana sala gimnastyczna i dziedziniec, gdzie wznoszone są najwyższe wieże. Jednak nigdy w całości, bo, jak tłumaczy Eduard París, prezes grupy, budowanie castells bez publiczności pozbawia je uroku.

Na próbie przy ulicy Bilbao panuje miły chaos. W zadymionym barze dyskutują rodzice czekający na dzieci, które chmarą uganiają się po sali i wdrapują na co popadnie. To znak charakterystyczny małego castellera: odruch wspinania. Podobno w domu łażą po szafach i regałach. Raz, dwa – mały chłopiec jest już na ramionach Eduarda, który nie przerywa opowieści:

Najstarsi członkowie dobiegają osiemdziesiątki, najmłodsi mają cztery, pięć lat. Mamy tu prawdziwy przekrój społeczny, od bezrobotnych i gospodyń domowych, po architektów i lekarzy – przedstawia grupę Eduard París. Obok do próby przygotowuje się ojciec z dwojgiem dzieci. – To sekretarz do spraw imigracji w rządzie Katalonii – wyjaśnia ściszonym głosem Eduard.

Castells to aktywność dla wszystkich, niezależnie od wieku, kondycji, postury – mówi Josep Sala, jeden z legendarnych założycieli Castellers de Barcelona. – Grubi na dół, chudzi na górę, dzieci się wspinają. Jest tu też parę osób z upośledzeniem umysłowym. To podstawowa zasada: w colla jest miejsce dla wszystkich.

76-letnia Montse Elias, w grupie od dziesięciu lat, dorobiła się pieszczotliwego przydomka torebkowa babcia, bo podczas występów pilnuje rzeczy innych castellerów. – Kiedyś brałam udział w budowaniu bazy, ale zaczęły się problemy ze zdrowiem. Chcę się więc przydać chociaż w taki sposób. A wieże budują moje dwie córki, zięciowie i wnuczki.

Koncepcji na temat pochodzenia ludzkich wież jest kilka. Miłośnicy zamierzchłej historii dopatrują się w nich echa wizygockiego lub celtyckiego kultu. Łatwiej jednak udowodnić hipotezę o związku wież z religijnymi tańcami balls dels Valencians wykonywanymi od XV w. w Walencji i Katalonii; kulminacyjnym punktem była budowa niewielkiej ludzkiej piramidy.

Pierwszy udokumentowany castell, liczący sześć pięter, powstał w 1770 r. w niewielkim katalońskim miasteczku Valls, które dziś uznawane jest za kolebkę ludzkich wież. To tutaj i w pobliskiej Tarragonie w XIX w. rolnicy i rzemieślnicy budowali dziewięciopiętrowe wieże. Osiągnięcia pierwszych castellers zostały jednak na wiele lat zaprzepaszczone. Wpłynęła na to wielka i mała historia: rewolucje, wojna domowa i lata dyktatury, ale też epidemia cholery i dewastująca katalońskie winnice plaga mszycy, która odciągnęła katalońskich rolników od rozrywek.

Jedyne miasto, gdzie popisy castellers odbywały się przynajmniej raz w roku, to Vilafranca del Penedčs. Obecnie wywodzą się stąd arcymistrzowie, którym jako pierwszym w historii udało się w 1998 r. wznieść dziesięciopiętrową konstrukcję. „Ludzie płakali” – relacjonował wówczas korespondent „La Vanguardii”. – Dzisiejszy boom na castells rozpoczął się po igrzyskach w Barcelonie w 1992 r. – mówi Eduard París. – Na ceremonii otwarcia wystąpiło dwanaście colles symbolizujących ówczesne kraje Unii Europejskiej. Od tego czasu moda na ludzkie wieże trwa i rozprzestrzenia się na inne kontynenty. Powstały grupy m.in. w Brazylii, Chile i USA. By uczyć się techniki, do Barcelony zawitała nawet grupa z Bombaju. Zapowiedzieli budowę spektakularnych wież podczas hinduskiego święta Krishna Janmashtami.

Wspinaczka 

Jeden z ostatnich w sezonie pokazów, odbywający się w leżącej nieopodal Barcelony Terrassie, gromadzi tłumy. Na głównym placu, tradycyjnie pod budynkiem władz miasta, występują trzy grupy. Wśród Castellers de Barcelona lekkie podenerwowanie: chcą dziś postawić dziewięciopiętrowy castell, którego jeszcze nie próbowali w tym sezonie.

Sukces zależy od starannie przygotowanej pinyi (bazy), którą może tworzyć nawet pół tysiąca osób. – Każdy może się przyłączyć – tłumaczy Josep Sala. – Wystarczy tylko ściągnąć zegarek i zakasać rękawy. W jej sercu stają baixos, niscy i silni, na których ramionach spocznie ciężar tysiąca kilogramów. By kręgosłup wytrzymał takie obciążenie, niezbędna jest faixa, czyli szeroki czarny pas, długi nawet na osiem metrów, który usztywnia sylwetkę i pomaga innym we wspinaczce. Dokładne obwiązanie się nim to podstawowa powinność castellera i znak, że przedstawienie czas zacząć.

W bazie formują się ciasne kręgi, jeden za drugim. Na końcu przyłączają się widzowie. – Nie mogę stać z boku – mówi dwudziestoparoletnia Núria z Terrassy. – Być tam, w środku bazy, to cudowne uczucie. Trzeba znaleźć swoje miejsce, zamknąć oczy i nasłuchiwać odgłosów walki, która toczy się na górze.

Na komendę rozpoczynają wspinaczkę castellers, którzy staną na wyższych piętrach. Wszystko dzieje się bardzo szybko, by nie zabrakło sił tym na dole. Atmosferę podgrzewa skoczna melodia wygrywana na gralles, katalońskich ludowych instrumentach podobnych do oboju.

Szczyt należy do dzieci. Na przedostatnim poziomie przykuca mały aixecador, by na jego plecy mógł wdrapać się ten ostatni – enxaneta, który na sekundę unosi do góry rączkę. Cztery wyciągnięte palce odpowiadają liczbie pasów na fladze Katalonii.

– W colli awansuje się z góry na dół – mówi Josep Sala. – Ja zaczynałem od wspinania się na szczyt, by potem zejść przez wszystkie poziomy na sam dół. A na koniec zostałem szefem. Można zacząć rozbiórkę, która jest jeszcze trudniejsza niż postawienie wieży. Opłaca się jednak wykrzesać resztki sił, bo rozłożenie wieży bez upadku jest uznawane za większy sukces i wyżej punktowane w rankingach.

Niebezpieczeństwo 

Na placu euforia. Występująca jako pierwsza grupa Minyons de Terrassa bije historyczny rekord: wznosi skomplikowaną dziewięciopiętrową wieżę z wewnętrznym filarem, której jak dotąd nie udało się zbudować nikomu.

Czas na Castellers de Barcelona i zaplanowany 4 de 9 amb folre, czyli dziewięć pięter po cztery osoby z dwupoziomową bazą. To olbrzymie przedsięwzięcie, potrzeba setek ludzi i ogromnego skupienia. Kiedy przymierzają się do ostatniego poziomu, mały Arnau, który wspina się na szczyt, nagle rezygnuje. Arriba! Do góry! – krzyczy plac, ale przestraszony chłopiec zsuwa się w dół.

Choć barcelończycy silą się na uśmiechy, trudno im ukryć rozczarowanie. – Co robić, musimy szanować decyzje dzieci – mówi Toni Mańané, odpowiedzialny za public relations grupy. Ale jeśli z jakiegoś powodu nie chcą się wspinać, leżymy. Dlatego tak ważne jest, by chronić najmłodszych przed stresem.

W czasie występu dzieciom nie wolno przebywać na placu. Bawią się w zaaranżowanych na tyłach urzędu miasta miniprzedszkolach, zjeżdżają po poręczach, wspinają na marmurowe popiersia burmistrzów. Gdy nadchodzi moment występu, opiekunowie wynoszą je na rękach i w ostatniej chwili dostarczają do wieży. Muszą one wspiąć się na górę i zsunąć. I z powrotem do zabawy. – Jak widać, nie zawsze udaje nam się je ustrzec przed napięciami – komentuje Toni.

„Jakim Katalończykiem bym nie był, nie pozwolę, by moje dziecko właziło na wysokość czternastu metrów” – pisze na forum anonimowy internauta. „Wykorzystywanie dzieci przez castellers to aberracja”.

Dwa lata temu światem castellers wstrząsnął trzeci w historii śmiertelny wypadek: w wyniku obrażeń po upadku ze szczytu zmarła dwunastoletnia dziewczynka. W mediach rozpętała się dyskusja o bezpieczeństwie, wkrótce potem wprowadzono kaski dla enxanetes.

– Każda aktywność fizyczna, łącznie z lekcjami wuefu, wiąże się z jakimś ryzykiem – przekonuje Josep Casanellas, lekarz i członek Castellers de Barcelona. Według danych opublikowanych przez Katalońskie Zrzeszenie Pediatrów, o ile na sto tysięcy godzin gry w piłkę nożną przypada 560 kontuzji, w przypadku castellers jest ich średnio 44. Statystyki też pokazują, że aż 96 proc. wież nie upada. Mimo tego interdyscyplinarny zespół lekarzy nieustannie pracuje nad poprawą bezpieczeństwa castellers. – Od tego sezonu wprowadzamy kaski dla dzieci z niższych pięter – mówi Josep. – Ryzyko jest stosunkowo niewielkie, ale ze względu na spektakularność wież działa na wyobraźnię.

Występ w Terrassie okazuje się jednak wyjątkowo pechowy dla dorosłych: pęknięte żebro, kontuzja kolana, stłuczony kręgosłup. Na miejscu czeka jak zawsze karetka, która transportuje kontuzjowanych do szpitala. – To bardzo zły dzień, bo na ogół mamy do czynienia z niegroźnymi obrażeniami – tłumaczy lekarz. – Baza amortyzuje upadki.

Raz na wozie, raz pod wozem – podsumowuje Toni Mańané. – Tydzień temu udało nam się postawić wieżę, której nigdy wcześniej nie zrobiliśmy. A teraz czas na odpoczynek i wielką fiestę kończącą sezon.

Rekord 

Odkąd Castellers de Vilafranca zbudowali 11 lat temu dziesięciopiętrową wieżę, brakuje nowych rekordów. Była to legendarna tres de deu (3 na 10). Coraz częściej pojawiają się głosy o powolnym schyłku drugiej złotej epoki.– Dziesięć pięter to szczyt możliwości człowieka – ocenia Eduard París. – Chociaż, kto wie, kiedyś wyśmiewano tych, którzy o nich marzyli.

Z drugiej strony castells nie są dziś jedynie niezobowiązującym pielęgnowaniem tradycji. Mnożą się szczegółowe statystyki i oficjalne rankingi, grupy ostro ze sobą rywalizują, a pula nagród w odbywającym się co dwa lata wielkim konkursie w Tarragonie to już ponad 100 tys. euro. Szkoły ulepszają swą organizację, dbają o PR, firmy organizują płatne warsztaty. Czy castellers staną się profesjonalnymi atletami akrobatami, zacięcie walczącymi o nowe rekordy?

Amatorstwo to esencja sztuki budowania ludzkich wież – uspokaja Ramon Francàs, korespondent „La Vanguardii”. – Choć castellers nigdy nie ustaną w próbach bicia rekordów, co dziś jest już ekstremalnie trudne, nigdy nie dojdzie do ich profesjonalizacji. Castells to tradycja, coś, co ma się we krwi.

Nie da się w ogóle zrozumieć wież, gdyby traktować je jako zwykły sport. Brak profesjonalizmu jest ich największą siłą – dodaje Efren Garcia z informacyjnego portalu Lamalla.cat, który ma osobną sekcję poświęconą castells. Kwestie wysokości i rekordów interesują jednak przeważnie ludzi z zewnątrz, którzy podziwiają wieże przy okazji świąt i konkursów. Schyłek, nie schyłek, tutaj nikt się tym nie przejmuje.

 
Zabawa czy ryzyko?

Więcej na ten temat
Reklama

Warte przeczytania

Czytaj także

null
Społeczeństwo

Czy człowiek mordujący psa zasługuje na karę śmierci? Daniela zabili, ciało zostawili w lesie

Justyna długo nie przyznawała się do winy. W swoim świecie sama była sądem, we własnym przekonaniu wymierzyła sprawiedliwą sprawiedliwość – życie za życie.

Marcin Kołodziejczyk
13.04.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną