Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Moje miasto

Czas próby

Samorządowa stawka

Polskie samorządy są światowym liderem we wdrażaniu darmowego transportu publicznego, co sprzyja przesiadaniu się mieszkańców z samochodów do autobusów. Polskie samorządy są światowym liderem we wdrażaniu darmowego transportu publicznego, co sprzyja przesiadaniu się mieszkańców z samochodów do autobusów. Joanna Borowska / Forum
Zaczyna się cykl wyborczy i 21-miesięczna kampania, od której będzie zależeć polityczna przyszłość Polski. Pierwsze w kolejności wybory samorządowe zadecydują o losie polskich miast i gmin na wiele dekad.
Korek na warszawskiej Ochocie.Bartek Przybysz/Mordor na Domaniewskiej Korek na warszawskiej Ochocie.

Artykuł w wersji audio

Polacy lubią swoje miejscowości. Zadowolonych ze swojego miasta, miasteczka, wsi jest ponad 90 proc. badanych w lipcu br. przez CBOS. Większość też dostrzega i docenia zachodzące zmiany. Cieszy nowa infrastruktura, to że jest coraz ładniej i czyściej, że poprawia się oferta instytucji kultury i sytuacja na rynku pracy. Martwi z kolei słaby dostęp do usług zdrowotnych, zanieczyszczenie powietrza i ciągłe jeszcze braki w infrastrukturze.

Nic więc dziwnego, że władze lokalne cieszą się uznaniem Polaków – w sierpniu aż 71 proc. pytanych przez CBOS dobrze oceniło pracę władz samorządowych, podczas gdy Sejm zebrał tylko 31 proc. pozytywnych not i aż 53 proc. negatywnych. Trudno się dziwić, skoro 60 proc. badanych (tym razem źródłem jest raport Fundacji Batorego) twierdzi, że ma wpływ na sprawy gminy, a tylko 40 proc., że może wpływać na sprawy kraju. Zatem jasne się staje, dlaczego tylko 8 proc. Polaków chciałoby większej centralizacji, a zdecydowana większość opowiada się za obecnym ustrojem kraju opartym na zasadzie decentralizacji (blisko połowa chciałaby nawet pogłębienia samorządowej autonomii). Istotne, że poglądy zwolenników i przeciwników obecnego rządu w tej kwestii niewiele się różnią.

Warczący samorząd

Prezes PiS Jarosław Kaczyński nie miał więc wyjścia i na konwencji samorządowej swojej partii 2 września nie zaatakował frontalnie samorządu jako źródła patologii, co miał w zwyczaju czynić wcześniej. Pochwalił osiągnięcia i zapowiedział, że PiS będzie się srożyć tylko tam, gdzie doszło do największych uchybień i zbrodni. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie pogroził tym wszystkim w Polsce lokalnej, którzy „warczą na rząd”, bo nie od tego jest samorząd, by warczał, tylko ma zgodnie z rządem współpracować w twórczej synergii.

Myśl prezesa Kaczyńskiego twórczo rozwinął premier Mateusz Morawiecki endecką frazą z Romana Dmowskiego, że „samorząd jest polski i ma obowiązki polskie”, oraz niedwuznacznie zasugerował, że finansowanie projektów lokalnych z kasy centralnej zależeć będzie od tego, kto stanie na czele miasta lub gminy.

Na reakcję nie trzeba było długo czekać. Zygmunt Frankiewicz, od 25 lat kierujący Gliwicami, odparł w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że „prezydent nie musi jeść władzy z ręki, żeby miasto kwitło”, oskarżył Kaczyńskiego o próbę politycznej korupcji i zarzucił pogardę dla samorządowego ludu. Podobnie w duchu samorządowej autonomii wypowiedział się w TOK FM Krzysztof Kosiński, od czterech lat prezydent Ciechanowa. Przypomniał, że źródła finansowania samorządu są jasno ustawowo określone, znaczna część dodatkowych środków pochodzi z Unii Europejskiej i obwarowana jest ścisłymi regułami dystrybucji.

Zalety decentralizacji

Samorządowcy narzekają, że ich autonomia jest nieustannie ograniczana i za wszystkie sznurki stara się pociągać rząd w Warszawie. Mimo to Polska jest jednym z najbardziej zdecentralizowanych państw w Europie, a samorząd terytorialny cieszy się wysokim, zbliżonym do skandynawskiego, poziomem autonomii, przypomina dr Adam Gendźwiłł z Uniwersytetu Warszawskiego. Jej gwarantem jest nie tylko podmiotowość prawna jednostek samorządu, ale także wyposażenie w majątek komunalny oraz szeroki zakres usług publicznych realizowanych samodzielnie lub w imieniu państwa, od edukacji, przez inwestycje infrastrukturalne, po zarządzanie kulturą. A wprowadzenie w 2002 r. bezpośrednich wyborów prezydentów, burmistrzów i wójtów zapewniło im bardzo silną legitymację polityczną.

To samorządy w ponad 70 proc. finansują kulturę w Polsce, to one są odpowiedzialne za 60–80 proc. realizowanych w kraju publicznych inwestycji. Ten rok zapowiada się rekordowo i nawet jeśli plan wydatków na poziomie 72 mld zł nie zostanie wykonany, to i tak bez inwestycyjnego zapału samorządu gospodarka w Polsce nie miałaby wigoru, jakim lubi chwalić się rząd PiS.

Największą zaletą decentralizacji, zdaniem dr. Gendźwiłła, jest to, że sprzyja lokalnej innowacyjności. Samorządy, nie czekając na dyrektywy „z góry”, szukają pomysłów, by jak najlepiej zaspokajać potrzeby swoich mieszkańców: budżet obywatelski już się znudził, ale traktowany przed dekadą jak utopia został zainicjowany w 2011 r. w Sopocie. Gdańsk po raz pierwszy w Polsce zastosował panel obywatelski, by włączyć mieszkańców w poszukiwanie rozwiązań problemów, z jakimi mierzy się współczesna metropolia. Ostrów Wielkopolski wdraża zielony transport publiczny. Świdnica pokazała, jak nie czekając na ustawę krajobrazową, można walczyć z chaosem reklamowym w przestrzeni publicznej. W Kowalach w gminie Kolbudy powstaje wspólnym wysiłkiem Kolbud, Pruszcza Gdańskiego i Gdańska szkoła metropolitalna. W gminie Przechlewo powstaje Przechlewski Klaster Energetyczny, jeden z kilkudziesięciu tworzonych przez władze lokalne; polskie samorządy są też światowym liderem we wdrażaniu darmowego transportu publicznego, co sprzyja przesiadaniu się mieszkańców z samochodów do autobusów.

Jakość życia

To zaledwie kilka przykładów innowacyjnych działań lokalnych, których pełno w całej Polsce. W efekcie polskie miasta i gminy coraz bardziej się różnicują, nabierają odrębnego charakteru i coraz trudniej je ze sobą porównywać. Doskonale pokazuje to badanie jakości życia w 66 miastach na prawach powiatu, jakie przeprowadziliśmy wspólnie z Akademią Górniczo-Hutniczą (pełne wyniki pod adresem polityka.pl/rankingmiast). Eksperci z AGH opracowali złożony mechanizm pomiaru uwzględniający, że na jakość życia składa się wiele czynników: dostępność pracy i wysokość zarobków, jakość środowiska, jakość edukacji, oferta czasu wolnego, jakość komunikacji – w sumie wyodrębniliśmy dziesięć kategorii. W pierwszej dziesiątce znalazły się miasta różnej wagi: wygrał niewielki Sopot, tuż za nim Warszawa mająca dziś status globalnej metropolii, potem Kraków, Poznań, Rzeszów, Gdańsk, Wrocław, Opole, Gdynia, Olsztyn.

Trudno szukać wspólnego mianownika, Rzeszów i Olsztyn jeszcze kilkanaście lat temu skazywane były na cywilizacyjną zapaść, jako stolice najbiedniejszych regionów w kraju. Opole błyszczy nie tylko w naszym zestawieniu, zajmuje także wysokie, drugie po Warszawie, miejsce w rankingu zamożności samorządów w kategorii miast wojewódzkich prof. Pawła Swianiewicza dla magazynu „Wspólnota”.

Sopot wygrywa, bo zdołał uzyskać pozycję lidera w czterech „dyscyplinach”: oferty czasu wolnego, aktywności lokalnej społeczności, jakości środowiska i jakości edukacji. Warszawa jest liderem tylko w jednej kategorii: jakości środowiska pracy, ale mocno też ciągnie jakością komunikacji, dostępu do służby zdrowia, jakością środowiska, jakością samorządu.

Z naszego rankingu widać, że samorządy, korzystając z autonomii, przyjmują różne strategie, by zapewnić swoim mieszkańcom wysoką jakość życia. Warszawa kusi wysokimi zarobkami i ferworem metropolitalnego życia, odstrasza jednak kosztami mieszkań. Czemu by więc nie zamieszkać w znacznie spokojniejszym i tańszym, a położonym wśród lasów i jezior Olsztynie?

Powrót centrali

Niezależność miejsko-gminna zawsze doskwierała centralistycznym zapędom rządu, dopiero jednak PiS zaczął samorządowe prerogatywy konsekwentnie ograniczać. Najmocniejsze uderzenie poszło w sferę najdroższą sercu samorządowców – edukację. Zorganizowanie systemu szkolnego po poprzedniej reformie oświaty z 1999 r. kosztowało samorządy znacznie więcej, niż wynosi państwowa subwencja oświatowa. Anna Zalewska nie konsultowała zmian z władzami lokalnymi, ba – ograniczała ich kompetencje przez ponowne podporządkowanie kuratorów oświaty ministerstwu. Chaos, jaki media opisują (czytaj s. 16) od początku roku szkolnego, jest konsekwencją aroganckiego woluntaryzmu i arbitralności władzy centralnej. Najwyższą cenę płacą dzieci.

Centralizacyjne zapędy rządu nie ograniczają się jednak do samej edukacji – skatalogował je dr hab. Dawid Sześciło z Uniwersytetu Warszawskiego w opracowaniu dla Fundacji Batorego. Doskonałym przykładem bezmyślnego uszczęśliwiania na siłę jest ustawowy przymus tworzenia budżetu obywatelskiego w miastach na prawach powiatów wprowadzony w nowym Kodeksie wyborczym. Budżet obywatelski był radykalną innowacją w 2011 r., gdy wprowadzał go Sopot, a potem podążyły za nim inne miasta. Szybko też okazało się, że nowość powszednieje, a jej funkcjonowanie zależy od kondycji lokalnych społeczności. Dąbrowa Górnicza, by uniknąć skostnienia systemu, zaczęła go modyfikować tak, aby mocniej włączyć mieszkańców w debatę o całym budżecie miasta, a nie tylko jego znikomym fragmencie. Ustawodawca w swej wątpliwej mądrości sytuację petryfikuje, narzucając jeden schemat całej Polsce.

Trochę dziegciu

Dość już jednak zachwytów nad samorządnością, bo, jak ostrzega dr Adam Gendźwiłł, samorząd nie jest też wolny od wad. Prof. Przemysław Śleszyński z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN wskazuje, że jednym z najpoważniejszych grzechów polskiego samorządu (popełnił go zresztą wspólnie z państwem) jest nieumiejętne zarządzanie przestrzenią, które doprowadziło do chaosu przestrzennego w Polsce.

Rozlewające się miasta, osiedla i pojedyncze domy budowane na terenach bez infrastruktury przekładają się na konkretne koszty. Prof. Śleszyński szacuje, że rocznie płacimy za chaos przestrzenny nawet 80 mld zł. Z kolei dr Piotr Lityński i dr Artur Hołuj z Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie wyliczają, że koszty komunikacji między rozlanymi przedmieściami a centrami miast przekraczają 25 mld zł rocznie i do 2030 r. skumulują się do astronomicznej kwoty blisko pół biliona złotych.

Koszty te nie robiłyby takiego wrażenia, gdyby dotyczyły społeczeństwa w fazie dynamicznego rozwoju demograficznego, kiedy przepływy ludności na bliższe i dalsze odległości należą do repertuaru naturalnych zjawisk społecznych. Problem w tym, że Polska wkroczyła w fazę zwijania się pod względem ludnościowym. W 2030 r., jak prognozuje GUS, w większości gmin ludność w wieku poprodukcyjnym będzie dominować liczebnie nad dziećmi i młodzieżą w wieku przedprodukcyjnym. Będzie więc odwrotnie niż obecnie. W 2050 r. liczba osób w wieku powyżej 80 lat przewyższy liczbę ludzi w wieku 25–34 lat. Tylko sześć miast ma wówczas szansę na wzrost liczby mieszkańców, reszta będzie się zapadać. Liczba ludności powiatowych miast grodzkich z dzisiejszych 12,6 mln obniży się do 9,6 mln. Niektóre ośrodki, jak Bytom, Tarnów, Zamość, mogą zmniejszyć się o ponad połowę, wylicza prof. Śleszyński.

Prof. Swianiewicz z UW zwraca uwagę, że Polska nie jest odosobnionym przypadkiem, jeszcze szybciej wyludniają się inne kraje posocjalistyczne: Litwa, Łotwa, Rumunia. Niska dzietność w połączeniu z emigracją przekłada się na efekt jak po wojnie nuklearnej. Już zaczyna brakować rąk do pracy, co oznacza coraz wyższe koszty samorządowych inwestycji lub ich wstrzymywanie z powodu braku chętnych do startu w ogłaszanych przetargach.

W 2050 r. może w Polsce zabraknąć nawet 6–7 mln pracowników. Analitycy OECD, klubu skupiającego najbogatsze państwa świata, już w 2011 r. szacowali, że przy takiej zapaści demograficznej średni roczny wzrost gospodarczy w Polsce po 2030 r. nie będzie przekraczać 1 proc. Oznacza to, że zamiast zbliżać się do bogatszego Zachodu zaczniemy znowu się oddalać.

Zmiany demograficzne to nie tylko konsekwencje gospodarcze, ale i polityczne. W elektoracie najważniejszych partii rośnie udział emerytów i maleje ludzi młodych. Wśród popierających PiS ok. 32 proc. to emeryci i tylko 4 proc. ludzie w wieku do 24. roku życia. Proporcje te stale będą się zmieniać na niekorzyść dla młodych, coraz bardziej zdominowanych przez starszych.

Dopóki będzie wystarczało zasobów, by zaspokajać potrzeby wszystkich, można nie obawiać się większych problemów. Już jednak w nieodległej przyszłości strumień środków z Unii Europejskiej zacznie wątleć, a trzeba będzie zacząć ponosić koszty amortyzacji przeskalowanej infrastruktury planowanej i budowanej w czasach prosperity. Dojdą także nieuchronnie koszty obsługi potrzeb ludzi starszych – w 2050 r. samych 80-latków będzie blisko 3,5 mln w kraju liczącym wówczas nieco ponad 30 mln mieszkańców.

Ucieczka do przodu

Nie uspokajajmy się, że rok 2050, czy nawet 2030, to odległa perspektywa, bo dziś podejmowane inwestycje infrastrukturalne i dotyczące zagospodarowania przestrzennego będą obciążać gminne i miejskie budżety przez kolejne dekady. Można licytować się, jak niektórzy kandydaci, na liczbę linii metra w Warszawie i premetro w Poznaniu. Zamiast jednak uczestniczyć w populistycznym szaleństwie, lepiej przyjąć do wiadomości, że wkraczamy w nową, nieznaną w warunkach pokoju, epokę „zwijania się” ludnościowego, a wraz z nim także malejącej nieuchronnie dynamiki gospodarczej.

Stawką nadchodzącej kadencji będzie wypracowanie z mieszkańcami miast i gmin nowych modeli rozwoju, zaspokajania potrzeb i utrzymywania jakości życia, by uniknąć niekontrolowanej zapaści i katastrofy. Nie wszystkim to się uda, w pierwszej kolejności porażkę poniosą przekonani, że opisane problemy są zbyt odległe, by się nimi dziś zajmować na poważnie.

Trzy dekady polskiej samorządności, mimo licznych niedoskonałości, należy uznać za wielki, może największy sukces III RP. Był on możliwy, bo już w latach 80. grupa wybitnych badaczy i myślicieli skupionych wokół prof. Jerzego Regulskiego przez długie miesiące dyskutowała o najlepszym ustroju terytorialnym dla Polski. Szanse, że wizje te kiedykolwiek będą zrealizowane, wydawały się niewielkie. Gdy jednak w 1989 r. otworzyło się okno możliwości, program samorządowej rewolucji był gotowy. Dziś potrzebujemy podobnego namysłu, by odnowić projekt Samorządnej Rzeczypospolitej w sposób adekwatny do wyzwań coraz bliższej przyszłości.

Nie zmarnujmy rozkręcającej się kampanii i październikowych wyborów. Zbyt wiele od nich zależy. Motywowani tym przekonaniem przygotowaliśmy wydanie specjalne POLITYKI zatytułowane „Twoje miasto, twój wybór”, dystrybuowane niezależnie od tygodnika. To kompendium wiedzy o polskich miastach, biegnących w nich procesach, ich kulturze i mieszkańcach, jakości życia, najciekawszych innowacjach i najważniejszych wyzwaniach. Zapraszamy do lektury i do serwisu internetowego.

***

Twoje miasto – Twój wybór. 2018

Zapraszamy na konferencję „Jakość życia w polskich miastach. Ranking miast na prawach powiatu 2018”, która odbędzie się 17 września w auli Akademii Górniczo-Hutniczej w Krakowie. Wstęp wolny po zarejestrowaniu w internecie https://rankingmiast.evenea.pl/

Polityka 37.2018 (3177) z dnia 11.09.2018; Polityka; s. 28
Oryginalny tytuł tekstu: "Czas próby"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Mark Rothko w Paryżu. Mglisty twórca, który wykonał w swoim życiu kilka wolt

Przebojem ostatnich miesięcy jest ekspozycja Marka Rothki w paryskiej Fundacji Louis Vuitton, która spełnia przedśmiertne życzenie słynnego malarza.

Piotr Sarzyński
12.03.2024
Reklama