Artykuły

Węgry na wylocie?

Budapeszt w szybkim tempie staje się czarną owcą Unii Europejskiej.

Najpierw Parlament Europejski i Komisja Europejska w Brukseli krytykowały nowelizację konstytucji, niezgodną z duchem europejskich wartości demokratycznych (m.in. zbytnie ograniczenie praw Sądu Konstytucyjnego) oraz szereg rozwiązań prawnych ograniczających swobody obywatelskie (m.in. obowiązek pracy po ukończeniu studiów na terytorium Węgier, wprowadzenie kar dla bezdomnych). Następnym krokiem może być pozbawienie Budapesztu prawa głosu w Unii Europejskiej, a w kuluarach coraz częściej mówi się o wprowadzeniu finansowych sankcji wobec Węgier, a nawet o zawieszeniu członkostwa. Czym Węgry podpadły „wielkiej Europie”? – zastanawia się Dmitrij Karcew na łamach tygodnika „Russkij Rieportior”.

Węgierski parlament nie słucha Europy, co więcej odgryza się. Wydał niedawno oświadczenie, które trudno uznać za poprawne politycznie z punktu widzenia europejskich norm: „Przez czterdzieści lat żyliśmy za żelazną kurtyną. Mamy dość zagranicznej dyktatury”. Parlament murem stoi za premierem Viktorem Orbánem, który patronuje przemianom na Węgrzech, tak niepokojącym Unię. Wewnętrzni oponenci ostrzegają, że Orbán idzie w stronę populizmu i jednocześnie rozszerza swoje pełnomocnictwa. Im dłużej trwa kryzys, tym większe jest w społeczeństwie zapotrzebowanie na taką twardą rękę z populistycznym odchyleniem. Nie tylko na Węgrzech.

„Węgierski precedens świadczy o tym, że w warunkach długotrwałego kryzysu gospodarczego rządy małych krajów mogą zacząć rozwiązywać problemy wedle własnego uznania, nie pytając o radę europejskich bonzów. Takiego ciosu jedność Europy, która i tak jest krucha i drży coraz bardziej pod wpływem wiadomości napływających z objętej kryzysem Grecji, może nie wytrzymać” – przestrzega Karcew. Europa wydaje się najbardziej zaniepokojona tym, że przykład Węgier może okazać się zaraźliwy, a lekarstwa przeciw populizmowi nie wynaleziono.

Reklama