Artykuły

Niech stanie się światłość

Rzeźba w ciele

Numer 27/ 2013
W Rio, gdzie przez większość roku można chodzić w stringach, korekta ciała jest jak wizyta u dentysty. W Rio, gdzie przez większość roku można chodzić w stringach, korekta ciała jest jak wizyta u dentysty. EAST NEWS
Ponad 900 tysięcy osób rocznie w Brazylii daje się pokroić w imię piękna. Guru chirurgii plastycznej Ivo Pitanguy mieszka w Rio de Janeiro.
materiały prasowe
Ivo Pitanguy, zanim uda sie do swojej ekskluzywnej kliniki, operuje biedaków w domu miłosierdzia.Polityka Ivo Pitanguy, zanim uda sie do swojej ekskluzywnej kliniki, operuje biedaków w domu miłosierdzia.

Najsłynniejszy na świecie chirurg plastyczny to niewysoki mężczyzna o silnych, lecz niewielkich dłoniach.

Ivo Pitanguy operował królów i prezydentów, aktorów i modelki, gwiazdy rocka i sportu. Brazylijczyk poprawił setki tysięcy nosów i uszu, niezliczone twarze. Odmieniał biusty. Odsysał tłuszcz. Likwidował fałdy i blizny. Ukrywał worki pod oczami. I zawsze, niezależnie od rodzaju zabiegu, korygował wiek pacjenta.

Nazywany „Michałem Aniołem skalpela” chirurg mówi nam, że operował wiele znanych osób, ale wszystkich ludzi traktuje tak samo.

Mistrz, który zasiadł w skórzanym fotelu w swojej luksusowej klinice w dzielnicy Botafogo, jest żywą legendą. Zza okularów bez oprawki spoglądają pełne ciekawości, bystre oczy. Wypuszczona koszula układa się na kolorowych, marszczonych spodniach. Pitanguy w lipcu skończył 87 lat, na jego twarzy widać kilka bruzd, które bez problemu dałoby się wygładzić.

Drogo i dyskretnie

Jego szpital od pół wieku stanowi stara, otoczona drzewami willa, gdzie znajdują się apartamenty, sale operacyjne, centrum badawcze oraz park. Klienci mogą przejść tu całkowitą metamorfozę – drogo i dyskretnie. Wykonuje się tu także drenaże limfatyczne, oczyszczanie skóry ultradźwiękami, zabiegi odmładzające twarz, mikrodermabrazję i wiele, wiele innych.

Wielu jego pacjentów to, jak on, żywe legendy. Jednym z nich był Niki Lauda, kierowca wyścigowy. Lekarz pomógł Austriakowi, rekonstruując twarz i klatkę piersiową, po wypadku na torze Nürburgring, gdy Lauda o mało nie spalił się żywcem. Gdy było po wszystkim, lekarz zaprosił go na prywatną wyspę raj w pobliżu Angra dos Reis, na południe od Rio. Do Pitanguya należy tam zalesiona Ilha dos Porcos Grandes (Wyspa Wielkich Świń), gdzie ma posiadłość, samolot, jacht i cały zwierzyniec: tapira, papugi oraz sześć rottweilerów.

Z Nikim Laudą nurkował tu i latał. Z Leni Riefestahl pływał w turkusowych wodach oceanu, odwiedzali go Helmut Berger i Tom Cruise. Byli tu też Stonesi – Keith Richards i Ron Wood. Ten ostatni zresztą wywołał pożar na jachcie, z czego ledwo udało mu się ujść cało.

Kolej na plotki: podobno dały mu się poprawić Sophia Loren i Brigitte Bardot, Joséphine Baker, Ursula Andress, małżonka szacha Persji oraz Gina Lollobrigida. Wielki Stan Getz po wykonanej przez Pitanguya operacji zagrał na saksofonie personelowi szpitala.

Operacje plastyczne piersi i pośladków są w połowie Ameryki Łacińskiej rzeczą tak normalną, jak zrobienie trwałej czy wizyta u dentysty. Telenowele wciąż pokazują piękne krągłości, zachęcając do tego typu decyzji.

Brazylijskie Stowarzyszenie Chirurgów Plastycznych liczy 5200 członków, którzy w roku 2011 przeprowadzili dokładnie 905 124 operacji poprawiających urodę. Większość zabiegów to powiększanie piersi. Wcześniej modny był mniejszy biust, tak zwany decent chic (skromna elegancja), lecz kultura masowa i gwiazdy pokroju uwielbianej w Brazylii Beyoncé od jakiegoś czasu lansują większe rozmiary. Blisko 10 tysięcy kobiet tylko w ciągu jednego roku zdecydowało się na waginoplastykę. Gorącą nowością jest terapia komórkami macierzystymi. Wisienką na torcie są zabiegi estetyczne wykonywane na tysiącach psów w ciągu roku.

W Rio de Janeiro, gdzie ludzie 11 miesięcy w roku noszą klapki i stringi cienkie jak nici dentystyczne, chirurdzy plastyczni mają mnóstwo pracy.

Sport narodowy

Ponad siedem tysięcy kilometrów brazylijskiej linii brzegowej to plaże, z których najsłynniejsze znajdują się w Rio. Zdaniem antropologa Roberta DaMatty plaża to „najbardziej demokratyczne miejsce w kraju”, gdzie przychodzą generałowie, nauczyciele, politycy, milionerzy i biedni studenci. A dbanie o ciało to w tym mieście sport narodowy, uprawiany już nie tylko przez najbogatszych. Przyczynił się do tego właśnie Ivo Pitanguy.

Kompozytor Vinícius de Moraes stworzył czasownik pitanguizar, synonim dla „upiększać”. Lekarz wcześniej spotkał się z nim i Carlosem Antonio Jobimem na plaży. De Moraes i Jobim napisali tu nieformalny hymn Brazylii, słynną „Dziewczynę z Ipanemy”. De Moraes, wielki esteta, dodaje: Brzydcy muszą mi wybaczyć, ale piękno to podstawa.

Jeśli niedawno zmarły architekt Oscar Niemeyer był genialnym twórcą budowli modernistycznych, to Ivo Pitanguy tworzy brazylijskie ciała. Chirurg przeszedł wszystkie szczeble drabiny społecznej, docierając na sam szczyt. Teraz budzi się w otoczonej zielenią rezydencji w Gávea nad zatoką Leblon, z widokiem na morze i fawelę Rocinha. Urodzony w Belo Horizonte lekarz mieszka w Rio od czasów studenckich.

Pacjentka mówi, że chce nos Elizabeth Taylor, ale tak naprawdę pragnie całkowicie się w nią zmienić.

Mistrz nie operuje już zbyt często, ale zanim uda się do swej ekskluzywnej kliniki, zwykle odwiedza Santa Casa Misericórdia, Dom Miłosierdzia Bożego, wzniesiony w roku 1582. Obdrapany budynek kolonialny w pobliżu lotniska Santosa Dumont to część imperium Iva Pitanguya przeznaczona dla ludu.

Na prowadzony przez niego oddział 38 najlepiej dojść przez podwórko. W upalne popołudnie na lekarza czekają setki osób w pomieszczeniu chłodzonym wentylatorami. Większość to kobiety. Starsza pani w kwiecistej sukience chce pozbyć się zmarszczek, bo – jak mówi – bardzo jej przeszkadzają. 63-letnia gospodyni domowa żartuje, że po operacji, która kosztuje 10 tysięcy reali (3800 euro), będzie wyglądać albo 10 lat młodziej, albo na 70-latkę. Inna kobieta, młodsza, chce powiększyć swoje opalone piersi. Ona z kolei ma 32 lata, jest programistką i liczy się z wydatkiem rzędu 7500 reali. Niedługo będzie po wszystkim, rentgen i wyniki badania krwi są gotowe. Na ścianach wiszą plakaty ze wskazówkami, by przed zabiegiem nie pić i nie palić. Nadwagę należy wcześniej zredukować odpowiednią dietą. Dwa piętra wyżej na stołach już leżą pacjentki, a operacji przeprowadza się tu sporo, jednocześnie w czterech salach, osiem do dziesięciu dziennie.

W sali numer 1 leży pacjentka z otwartą jamą brzuszną, widać żółto-różową warstwę tłuszczu. Trzech lekarzy w błękitnych fartuchach i w kolorowych czepkach odciąga płaty skóry aż do pępka, jednocześnie kateryzując naczynia krwionośne. Czuć swąd palonego ciała. Każdy z tej trójki pochodzi z innego kraju: Brazylii, Argentyny, Maroka. Operowana, 63-letnia kobieta, chce stracić na wadze, a wiadomo, że wycięcie nadmiaru tłuszczu jest znacznie szybsze niż dieta.

Z radia płynie bossa nova, na sali mówi się po portugalsku. Aparatura medyczna mruga światełkami, wszystko potrwa trzy godziny.

W sąsiedniej sali numer 2 trwa powiększanie biustu 37-latki; każdy implant zawiera 255 mililitrów silikonu. – 500-mililitrowe byłyby za duże, piersi muszą harmonizować z tułowiem – tłumaczy Eduardo Duarte, jeden lekarzy zatrudnionych przez Pitanguya.

W sali numer 3 korygowany jest brzuch 25-letniej matki dwójki dzieci. W sali numer 4 zmniejszane są piersi 16-letniej dziewczyny; każda o mniej więcej półtora kilograma. Zdjęcia przedoperacyjne pokazują ogromny i bardzo ciężki biust. – Predyspozycje i zła dieta – przypuszcza prowadząca operację lekarka z Dominikany. Asystują jej dwie Brazylijki, jedna z nich pochodzi z Haiti. Trysnęło nieco krwi, zza odgradzającego twarz pacjenta parawanu słychać charczący oddech. Wszystko jednak w porządku. Tuż po założeniu szwów, dziewczyna otwiera oczy i spogląda w sufit.

Narkoza nie była głęboka, pacjenci po takich operacjach spędzają w klinice jedynie dobę. Czy dziewczyna będzie szczęśliwsza dzięki zabiegowi? – Na pewno będzie lżejsza – odpowiada lekarka z Dominikany. Czy ona sama też poddałaby się operacji plastycznej? – Tak, biustu.

Wszyscy pracujący tam lekarze są uczniami mistrza. Pacjenci Santa Casa płacą o wiele mniej niż ci z kliniki Pitanguya lub innych placówek dla bogaczy. Kto nie może sobie na to pozwolić lub z powodów zdrowotnych bezwzględnie potrzebuje korekty, tego wpisuje się na listę oczekujących i daje szansę na bezpłatny zabieg. Niezbędne procedury nazywa się tu „naprawą”.

Pierwszą naprawę w Santa Casa Ivo Pitanguy wykonał 60 lat temu, gdy jako młody chirurg przyszył dłoń służącej. To ukierunkowało jego zawodową przyszłość.

Blizny szpecą duszę

Potem, w 1961r., wybuchł pożar. 500 osób zginęło, a setki odniosło poważne obrażenia, gdy namiot cyrkowy w Niteroi kolo Rio stanął w płomieniach. Jako lekarz pogotowia Pitanguy operował dzień i noc, do dziś – jak mówi – słyszy krzyki ofiar. Zrozumiał wówczas, że blizny szpecą nie tylko ciało, lecz także duszę. Tymczasem rzesze niezadowolonych gotowe są wydać majątek, by choć nieco lepiej wyglądać w dżinsach, bikini czy krótkiej spódniczce. Dobry wygląd nie jest już przywilejem tylko młodych i genetycznie predestynowanych.

Mistrz czasami wścieka się na swoją branżę, narzekając na oszustów, szarlatanów i podstawowe błędy, które skutkują zgonami, nieudanymi zabiegami, a nawet anoreksją. Wkurzają go też modelki i lansowane trendy. – Pacjentka mówi, że chce nos Elizabeth Taylor, ale tak naprawdę pragnie całkowicie się w nią zmienić.

Czym jest piękność? – Dobrym samopoczuciem – odpowiada Ivo Pitanguy.

Lekarz dodaje, że sam nigdy nie dał się zoperować. – Chirurgia plastyczna jest dla tych, którzy nie mogą ze sobą wytrzymać. Ja mogę. Uważa, że w pewnym sensie jest psychologiem. Psychologiem ze skalpelem. Albo psychologiem z lustrem, w którym ludzie przed operacją – jeśli to możliwe – jeszcze raz się przeglądają i mają czas na zmianę decyzji.

Do jego najbliższych przyjaciół należy pisarz Jorge Amado, zaś w Brazylijskiej Akademii Literatury zasiada gościnnie obok mistrza współczesnego ezoterycznego kiczu, pisarza Paula Coelho. Ma własną wyspę, rezydencję w Rio, górski dom w Gstaad, mieszkanie w Paryżu i obraz Salvadora Dalego. Poznał najpiękniejsze kobiety, jest żonaty z jedną z nich od ponad pół wieku. Ma czworo dzieci i pięcioro wnucząt.

Miał wypadek na nartach i problemy z sercem, ale i tak jest we wspaniałej formie jak na swój wiek. I woli mówić, niż słuchać.

Pitanguy przechodzi do pomieszczenia obok, z akwarium, papugami i wizerunkiem Lollobrigidy. Cytuje Brechta w oryginale. Uwielbia top modelkę Gisele BÜndchen, Brazylię jako europejsko-afrykański tygiel kulturowy, prywatne koncerty Filharmoników Berlińskich oraz bale wyprawiane przez księżnę wirtemberską Dianę oraz Glorię von Thurn und Taxis na zamku w Regensburgu.

Jeszcze jedno pytanie, które pewnie zadaje arcymistrzowi każdy. – Co by pan u mnie zmienił?

Ivo Pitanguy spogląda na mnie i odpowiada: Nic, u pana jest wszystko w porządku.

Jak niewiele potrzeba do szczęścia…

© Süddeutsche Zeitung

26.09.2013 Numer 27/ 2013
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną