Artykuły

BOKO HARAM: opętani zemstą

Talibowie Afryki

Numer 11/ 2014
Matki błagają o litość. Film islamistów zobaczyły rodziny schwytanych. – Moja córka jest dobrą chrześcijanką. To uśmiechnięta dziewczyna. Teraz robi różne rzeczy wbrew swojej woli – mówi jedna z matek. Matki błagają o litość. Film islamistów zobaczyły rodziny schwytanych. – Moja córka jest dobrą chrześcijanką. To uśmiechnięta dziewczyna. Teraz robi różne rzeczy wbrew swojej woli – mówi jedna z matek. AP
Brutalność islamskich terrorystów nie ma granic: porwanie ponad 200 młodych dziewcząt ze szkoły wstrząsnęło światem. Nigeria – jeden z najbogatszych krajów Afryki – pogrąża się w chaosie.
Uważa się, że Boko Haram liczy od 4 do 6 frakcji, dość autonomicznych i rozsianych po różnych obozach w Nigrze, Kamerunie i Czadzie.AFP/EAST NEWS Uważa się, że Boko Haram liczy od 4 do 6 frakcji, dość autonomicznych i rozsianych po różnych obozach w Nigrze, Kamerunie i Czadzie.
Wojna psychologiczna. Porywacze opublokowali film, na którym przerażone dziewczynki recytują Koran. Islamiści mówią, że licealistki dopiero teraz są „wolne”.AFP/EAST NEWS Wojna psychologiczna. Porywacze opublokowali film, na którym przerażone dziewczynki recytują Koran. Islamiści mówią, że licealistki dopiero teraz są „wolne”.
Michelle Obama, Malala, Salma Hayek oraz modelka Cara Delevingne włączyły się w kampanię na mediach społecznościowych pod hasłem #Bringback-ourgirls, czyli „Sprowadźcie z powrotem nasze dziewczynki”.materiały prasowe Michelle Obama, Malala, Salma Hayek oraz modelka Cara Delevingne włączyły się w kampanię na mediach społecznościowych pod hasłem #Bringback-ourgirls, czyli „Sprowadźcie z powrotem nasze dziewczynki”.
Studio Forum
To on wymyślił akcję. Watażka Abubakar Szekau, który stoi na czele Boko Haram, jest marnym mówcą i kiepskim aktorem, ale za to prawdziwym bandytą.AFP To on wymyślił akcję. Watażka Abubakar Szekau, który stoi na czele Boko Haram, jest marnym mówcą i kiepskim aktorem, ale za to prawdziwym bandytą.

Asabe Kwambura jest już zmęczona czekaniem. Siedzi pod drzewem mangowym w pobliżu wypalonych ruin swojej szkoły i rozgląda się wokół nerwowym wzrokiem. Bądź co bądź to jeden z najbardziej niebezpiecznych zakątków w północno-wschodniej Nigerii. Chce jednak osobiście powitać rządową ekipę śledczą, która ma wyjaśnić okoliczności uprowadzenia ponad trzystu uczennic (około 50 udało się uciec porywaczom). – To nasze dziewczynki z Chibok – mówi nauczycielka. – One są stąd – podkreśla, wskazując na ziemię pod swoimi stopami.

Wokół niej leżą porzucone ławki, wypalone klasy zieją pustką. Sześć tygodni temu do szkoły wtargnęli bojownicy Boko Haram, załadowali uczennice na samochody, po czym wywieźli je w nieznane.

Na ściągniętej bólem twarzy Kwambury widać zmęczenie. Porwanie odcisnęło swoje piętno na wszystkich mieszkańcach tej zagubionej mieściny, żyjących w stanie ciągłego zagrożenia, odkąd ponad rok temu Boko Haram nasiliło swoje ataki.

Mohamed Dunoma, przewodniczący lokalnego stowarzyszenia rodziców i nauczycieli, mówi, że wiele rodzin nie chce posyłać swoich córek do szkoły. Boko Haram stanowi ciągłe zagrożenie. – Nie wiemy, kiedy znów przyjdą – dodaje.

Mieszkańcy Chibok są ze sobą zżyci, razem przeżywają żałobę. 15-letnia Dorcas, jedna z porwanych dziewczynek, jest córką Esther Jakubu, która jest oburzona, że rząd nie przyszedł im z pomocą. – Co teraz z nami będzie? Czy mieszkańcy Chibok nie są ludźmi? Opuścili nas, tylko dlatego, że mieszkamy na wsi. Zapytana o pogłoski, że uczennice zostały już przerzucone przez granicę do Kamerunu i zmuszone do poślubienia swoich prześladowców, kręci przecząco głową. – Nie, są nadal w Nigerii – mówi, ściskając w dłoni fotografię Dorcas w turkusowej sukience. Zrobiła ją dzień przed porwaniem, miał to być prezent z okazji ukończenia przez córkę szkoły.

Daleko od Chibok, twitterowa kampania pod hasłem #bringback-ourgirls zatacza coraz szersze kręgi. Zaangażowało się w nią już milion osób, m.in. znane osobistości: Angelina Jolie, Malala czy Michelle Obama. Wszyscy apelują do nigeryjskich władz o szybkie uwolnienie przetrzymywanych dziewcząt.

W Chibok nie ma jednak elektryczności ani internetu. Niewiele osób wie, co się dzieje poza progiem ich domu. Najstarszy mężczyzna w wiosce, Bitrus Dawa nazywany Badalu, nie ma pojęcia, że ruszyła międzynarodowa operacja, mająca na celu uwolnienie porwanych uczennic, które nazywa „swoimi córkami”. Mówi, że urodził się w 1910 r. i doskonale pamięta dzień w 1923 r., kiedy po raz pierwszy zobaczył białego człowieka. Załamuje ręce nad rządem przeżartym korupcją, który nie potrafił sobie poradzić z Boko Haram.

W lasach Sambisy

Za wioską szerokie pnie baobabów rzucają cień na sawannę, ciągnącą się aż do rezerwatu Sambisa. Wielu mieszkańców Chibok wierzy, że bojownicy Boko Haram przetrzymują tam ich córki. – Poszliśmy do buszu ich poszukać – mówi Lawan Zanna, którego 18-letnia córka Aisza także została porwana. Ponad setka zdesperowanych ojców przetrząsała rezerwat kilka dni po uprowadzeniu dziewcząt. W napotkanych wioskach, ludzie mówili im, że widzieli ich córki z bojownikami Boko Haram.

Zanna chciał pójść ich tropem, ale usłyszał, że Boko Haram go zabiją, więc zrezygnował. Nie zamierza jednak dać się zastraszyć. Jego pozostałych siedem córek wciąż uczęszcza do szkoły. – Koran mówi, że zdobywanie wiedzy to obowiązek – tłumaczy.

Od porwania dziewczynek w Chibok obowiązuje godzina policyjna (zaczyna się o 18.00). W wiosce zawiązały się też lokalne siły samoobrony. Dołączył do nich Bulus Mungo, 38-letni urzędnik, którego dwie wnuczki uprowadzili ludzie Boko Haram. Inny ochotnik, Mungo Park, mówi, że samoobrona liczy już 300 członków. – Musimy walczyć z Boko Haram aż do zwycięstwa. Z myśliwską strzelbą na ramieniu opowiada, jak dzień wcześniej eskortował konwój dziewcząt, które zbiegły z niewoli muzułmańskich bojowników, do odległej o 130 km stolicy stanu Borno – Maiduguri. Stanowe władze poprosiły je o zidentyfikowanie porwanych koleżanek na nagraniu zamieszczonym w sieci przez Boko Haram.

Droga do Maiduguri wiedzie przez wioski zrównane z ziemią przez partyzantów. Kierowcy zatrzymują się tylko na posterunkach obsadzonych przez żołnierzy i członków samoobrony, którzy sprawdzają każdy samochód. Ustawiają pasażerów w szeregu, po czym każą odejść na bok podejrzanie wyglądającym mężczyznom. Dokładnie oglądają ich palce w poszukiwaniu śladów pozostawionych przez częste używanie broni.

Trasa prowadzi wzdłuż lasu Sambisa, gdzie często zasadzają się partyzanci, by ostrzelać przejeżdżające samochody. Dla18-letniej Lydii Pogu spotkanie z Boko Haram zakończyło się szczęśliwie. Zdołała uciec, kiedy wioząca ją ciężarówka zepsuła się i musiała stanąć. – Uciekłam, nie widzieli mnie, kiedy zeskoczyłam. Pobiegłam w krzaki – opowiada. Teraz boi się jednak chodzić do szkoły. Chce z mamą uprawiać małe poletko i mówi, że nie będzie szczęśliwa, dopóki nie wrócą jej koleżanki.

Kwambura i jej znajomi w końcu się poddają i szykują, by pójść do domu. Kolejny dzień stracony na czekaniu. Dziewczynki nie wróciły, nie pojawiła się też rządowa delegacja.

Stan wojny

Dewiza nigeryjskiego stanu Borno brzmi „Ojczyzna pokoju”. Jednak od kilku lat trwa tu krwawa wojna domowa między islamistami z ruchu Boko Haram a władzami i chrześcijańską ludnością regionu. Dlatego miejscowi często zastępują „pokój” w stanowym motcie słowem „bomb”. Jedyną większą aglomeracją a zarazem stolicą jest liczące milion mieszkańców Maiduguri. To właśnie w tym omiatanym przez saharyjskie wiatry mieście w 2002 r. zaczęła się historia ruchu Boko Haram.

Założył go imam Mohamed Jusuf. Początkowo jego postulaty ograniczały się do ustanowienia islamskiego prawa (szarijatu) oraz odrzucenia wszelkich przejawów zachodniej kultury (w języku hausa boko haram znaczy tyle co „zakazać zachodniej oświaty” lub „zachodnie wychowanie to grzech”). Z czasem jednak organizacja stawała się coraz bardziej radykalna. Z dokumentów przechwyconych przez Amerykanów w pakistańskiej kryjówce ben Ladena wynika, że Al-Kaida od początku utrzymywała bliskie kontakty z Boko Haram. Wedle International Crisis Group, Jusuf miał otrzymać od Al-Kaidy trzy miliony dolarów na działalność. A ta z każdym rokiem stawała się coraz bardziej zbrodnicza. Szeregi Boko Harama chętnie zasilały w Maiduguri nastolatki (tzw. almajiris) wysyłane przez rodziców po naukę do szkół koranicznych.

Punktem zwrotnym był rok 2009. Podczas pogrzebu jednego z członków Boko Haram doszło do starć z policją, która otworzyła ogień. Islamscy bojownicy chwycili za broń. Miasto zamieniło się w pole bitwy, a na parkingu przed miejscowym szpitalem zaczęły się piętrzyć ciała zabitych policjantów, chrześcijan i umiarkowanych muzułmanów. Grzebano je pospiesznie we wspólnych mogiłach na obrzeżach miasta. W starciach zginęło 780 osób, setki innych zginęły w sąsiadujących stanach Bauchi i Jobe. Rewolta Boko Haram rozprzestrzeniała się bowiem niczym pożar. Sytuacja zupełnie wymknęła się spod kontroli, a władze Nigerii zdecydowały się wysłać do regionu wojsko.

Armia działała bezlitośnie, zaczęła ostrzeliwać z dział obóz Jusufa. W dwa dni zginęło kilkuset bojowników Boko Haram, a ranny Jusuf został wzięty do niewoli i przekazany szefowi policji w Maiduguri. Godzinę później 39-letni przywódca Boko Haram został stracony bez sądu. Osierocił 12 dzieci i cztery żony. Ziarno nienawiści zostało posiane. Przywództwo w Boko Haram objął Abubakar Szekau, typ spod ciemnej gwiazdy, który miał uciec ze szpitala psychiatrycznego w Maiduguri. Kłopoty dopiero się zaczęły.

Co właściwie wiadomo o tym nigeryjskim fanatyku, którego Waszyngton oficjalnie uznał za „międzynarodowego terrorystę”, wyznaczając siedem milionów dolarów nagrody za jego głowę? Niestety, niezbyt wiele. Eksperci nie są nawet zgodni co do tego, ile ma lat i skąd pochodzi. Według różnych źródeł miał on się urodzić w 1965, 1969 albo w 1975 r. w przygranicznej wiosce Shekau lub też w sąsiednim Nigrze. Wiadomo natomiast, że około 1990 r. młody Abubakar pojawił się w Maiduguri. Przez pewien czas błąkał się bez celu po biednej dzielnicy. W końcu znalazł punkt zaczepienia: zapisał się na studia koraniczne. Podczas nauki poznał radykalnego kaznodzieję Mohameda Jusufa. Ten charyzmatyczny ulem wykształcony w Arabii Saudyjskiej skupił wokół siebie grupkę fanatycznych zwolenników. Wśród nich był też młody Abubakar, mający wówczas opinię małomównego, skromnego, ale pracowitego ucznia. Po wybuchu rebelii w 2009 r. i śmierci Jusufa przejął władzę w Boko Haram.

Zresztą przez pewien czas Szekau również był uważany za martwego. Zgoła niesłusznie: gdy wyleczył ranę uda, to wziął sobie ponoć za żonę jedną z czterech wdów po swoim mistrzu. Światu obwieścił to w jednym z pierwszych filmików ze swoim udziałem latem 2010 roku. Pod jego przywództwem Boko Haram zaangażowało się w krwawą walkę wet za wet. Inaczej niż za czasów Jusufa nie było już miejsca na żadne ustępstwa, kompromisy i próby dogadywania się z władzami. Lista celów i liczba ofiar wydłużały się z miesiąca na miesiąc.

Zdaniem części ekspertów Szekau nie ma pełnej kontroli nad zbrodniczą działalnością tej organizacji. Uważa się, że Boko Haram liczy od 4 do 6 frakcji, dość autonomicznych i rozsianych po różnych obozach w Nigrze, Kamerunie i Czadzie. Pojawiają się opinie, że ruch nie ma centralnego kierownictwa, a większość bojowników nigdy nie spotkała Szekaua. Filmiki służą temu, aby wydawać bezpośrednie rozkazy.

Od 2009 r. bojownicy Boko Haram zamordowali ponad 4000 osób, a jednym z ich głównych źródeł utrzymania stały się porwania. W 2013 r. uwolnili francuską rodzinę, okup wyniósł ponoć 3 mln dolarów. Teraz te ponad 200 uprowadzonych dziewczynek chcą wymienić na swoich kolegów gnijących w rządowych więzieniach. Prezydent Nigerii Goodluck Jonathan wykluczył jednak taką możliwość i przyjął pomoc międzynarodową. Od kilkunastu dni trwa wspierana przez USA, Izrael, Kanadę, Wielką Brytanię i Francję operacja wojskowa, mająca na celu uwolnienie dziewczynek. Problem w tym, że nigeryjska armia działa po omacku, a eksperci od spraw bezpieczeństwa są pełni obaw. – Ta historia nie będzie miała happyendu – powiedział jeden z nich agencji Reutersa.

na podst. Guardian, L’Express, GQ

***

Szalony guru

W ostatnich pięciu latach nigeryjska armia kilkakrotnie informowała o śmierci lidera islamistycznej sekty Boko Haram. Abubakar Szekau za każdym razem jednak powracał z nieodłącznym kałasznikowem, aby wyszydzać wrogów i grozić, że zgotuje im piekło. Tak jak we wrześniu ub. roku, gdy z rozbawieniem krzyczał do kamery: To ja Szekau, ten prawdziwy… Chcę, aby świat wiedział, że dzięki Allahowi wciąż żyję. Wszyscy niewierni będą zawiedzeni.

Prowokacyjne filmiki to jego ulubione narzędzie propagandowe (nawet jeśli nowe technologie to też wymysł znienawidzonego Zachodu). Ostatnio wykorzystał je dwukrotnie, aby przyznać się do porwania 276 dziewczynek i stawiać swoje żądania. Jego drwiący uśmieszek, przesadna gestykulacja i chaotyczne zdania wypowiadane w języku hausa, po arabsku i w szczątkowej angielszczyźnie mogłyby nawet sprawiać komiczne wrażenie. Tyle że ich treść mrozi krew w żyłach. Szekau jest wprawdzie kiepskim mówcą i marnym aktorem, ale za to prawdziwym zbrodniarzem. – Lubię zabijać każdego wroga, którego Allah mi wskaże, tak samo jak sprawia mi przyjemność zarzynanie kurczaków albo baranów – zwierzał się w jednym ze swych wystąpień.

23.05.2014 Numer 11/ 2014
Więcej na ten temat
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną