We włoskim miasteczku Guardia Sanframondi co siedem lat odbywa się zdumiewający rytuał. Na ulice miasteczka wychodzą zakapturzeni pokutnicy raniący swoje ciała aż do krwi.
Getty Images
Gwoździe sezonu. Do pokuty potrzebne są zgrzebła z drewna korkowego, nabijane ćwiekami.
W palącym słońcu trzej młodzi legioniści niemal gotują się w swoich zbrojach. Dysząc ciężko i ocierając pot z czoła, nerwowo przestępują z nogi na nogę. – Czekamy na powrót centuriona. Poszedł do toalety i gdzieś przepadł. Nie wiemy, czy w ogóle wróci. To trwa już ze 20 minut – skarży się jeden z nich w rozmowie z francuską dziennikarką. W razie czego nie będą maszerować sami. W pobliżu kręcą się grupy innych przebierańców w strojach diabłów, aniołów, odalisek i papieży. Wszyscy oni czekają na rozpoczęcie gigantycznej procesji, która lada chwila wyruszy ulicami Guardia Sanframondi, miasteczka oddalonego o godzinę drogi od Neapolu.
10.11.2017
Numer 23.2017