Trump grzmi, chwali się, powtarza nonsensy. Takiego przemówienia w dziejach ONZ nie było
W dziejach ONZ nie było jeszcze takiego przemówienia prezydenta USA na forum tej organizacji, jakie z okazji dorocznej sesji Zgromadzenia Ogólnego wygłosił Donald Trump. Prezydenci amerykańscy występowali z tej okazji jako przywódcy supermocarstwa gotowego do współpracy z innymi krajami w rozwiązywaniu światowych problemów, poszukujący płaszczyzny konsensu i respektujący uzgodnione normy i porozumienia. Rekordowo długie, bo prawie godzinne przemówienie Trumpa przypominało jego wystąpienia w kampaniach wyborczych, z zaciekłymi atakami na politycznych przeciwników i ich ideologię.
Trump mówi „z serca”
Tym razem obiektem jego furii był multilateralny ład międzynarodowy, globalizm, sama ONZ i europejscy sojusznicy USA. W przemówieniu, z typową dla siebie narcystyczną megalomanią, pouczał przywódców, ostrzegając, że rujnują swoje kraje. Tym jednak, co z całego przemówienia najbardziej chyba będzie się pamiętać, było zakwestionowanie występowania zmian klimatu. Celowość odchodzenia od paliw kopalnych nazwał „największym oszustwem w historii”.
Radykalizm i całkowite zignorowanie norm dyplomatycznej powściągliwości częściowo może tłumaczyć niejasna sytuacja z teleprompterem, który – jak powiedział Trump na początku – „nie działa”, w związku z czym postanowił, że „będzie mówił z serca” (wydaje się, że w trakcie przemówienia urządzenie zaczęło działać). Przez pierwszy kwadrans przemawiał jak na wiecach, chełpiąc się domniemanymi osiągnięciami w kraju i mieszając z błotem Joe Bidena, tak jakby miało to interesować zgromadzonych delegatów z ok.
Osiągnąłeś limit darmowych artykułów w tym miesiącu
Chcesz mieć nieograniczony dostęp do wszystkich płatnych artykułów na Polityka.pl i innych korzyści?
Chciałbyś podzielić się dostępem do POLITYKI ze swoimi bliskimi?