Janina Paradowska: – Wynotowywałam sobie określenia, jakie padały w dniach żałoby: „powstanie bez powstania”, „narodziny wspólnoty” i bardzo często „narodziny mitu Polski prawdziwie niepodległej”. A co pani powie?
Mirosława Marody: – Najbliższa jest mi uwaga prof. Kurczewskiej, która powiedziała, że absolutnym novum w tym przeżywaniu żałoby jest ponowne złączenie narodu z państwem. Ja nie użyłabym określenia „naród”, powiedziałabym o złączeniu się społeczeństwa z państwem. W tym sensie, że ludzie uświadomili sobie po raz pierwszy jedność z państwem poprzez fakt, że zginęły osoby, reprezentujące to państwo na różnych poziomach i w różnych wymiarach. Jeżeli dystansuję się od określenia „mit założycielski”, nawet w tym państwowym, a nie politycznym czy wręcz partyjnym rozumieniu, to dlatego, że łączy się go z miejscem katastrofy. Uważam, że Katyń odgrywa tu rolę drugorzędną. Mord katyński jest wydarzeniem, które w moim przekonaniu nie kształtuje pamięci społecznej, głównie ze względu na swoje długie utajnienie. Jego obecność jest wprowadzana wtórnie do tej pamięci i nie odgrywa takiej roli symbolicznej jak czas wojny czy Powstanie Warszawskie.
Dlaczego to połączenie społeczeństwa z państwem nie nastąpiło wcześniej?
To wydarzenie, przez swoją nieprzewidywalność, grozę, jaką budzi, liczbę osób, które zginęły, nabiera szczególnej wagi. Ono odwołuje się do sfery mitologii, ofiary składanej z ludzi. Proszę zwrócić uwagę, jak łatwo określenie „ofiary” weszło do języka, którym zaczęto się powszechnie posługiwać. Przecież w gruncie rzeczy była to katastrofa komunikacyjna, a takiego pojęcia mało kto używa. Usiłuje się nadać jej sens przez łączenie jej z wątkami symbolicznymi, przemawiającymi do ludzi.