Majątek osobisty panującego
Posiadłości i dobra Franciszka Józefa
W bardzo skomplikowanym austriackim prawie własności cesarski pałac Schönbrunn miał status hofrät. Co oznaczało, że jednocześnie był własnością panującego z rodu Habsburgów oraz państwa. Dzięki temu na jego codzienne utrzymanie łożono z budżetu kraju, ale z drugiej strony cesarz nie mógł go ani sprzedać, ani przekazać wybranemu dziecku. Podobnie rzecz się miała z inną rezydencją – Hofburgiem. Dla osiemnastoletniego Franciszka Józefa taki stan rzeczy okazał się całkiem wygodny. Gdy jego stryj Ferdynand I abdykował, to wprawdzie przekazał bratankowi koronę, lecz pieczę nad prywatnymi nieruchomościami i ruchomościami Habsburgów zachował dla siebie.
Jak małym kapitałem na co dzień dysponował młody monarcha, świadczył najlepiej fakt, że gdy ruszał w konkury, musiał prosić mieszkającego w Pradze stryja o finansowe wsparcie. Dbający o interes córki władca Bawarii Maksymilian Józef Wittelsbach wynegocjował w 1854 r. bardzo szczegółowy kontrakt małżeński. Wprawdzie księżniczka Elżbieta dostała w posagu 50 tys. guldenów, ale przyszły mąż godził się jej wypłacić z własnej kieszeni (ściślej mówiąc, kieszeni stryja) 100 tys. guldenów.
W tym samym dokumencie Austria zobowiązała się przekazać cesarzowej z państwowego skarbca jednorazowo 12 tys. dukatów (1 dukat wart był 2 guldeny austriackie), jako Morgengabe (poranny podarunek). Wedle austriackiego prawa zwyczajowego stanowił odszkodowanie, jakie po nocy poślubnej wypłacał żonie małżonek za utracone przez nią dziewictwo. W tym jednak wypadku koszty dziewictwa Sissi wzięli na siebie cesarscy poddani. Przy czym nie zdarto z nich skóry, bo wedle przepisów z budżetu cesarstwa można było finansować codzienne wydatki cesarza oraz członków jego rodziny do wysokości 50 proc. kwoty.
Franciszek Józef nigdy nie nadużywał tego przywileju.