Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Gen. Mieczysław Gocuł po lekturze książki Juliusza Ćwielucha przerywa milczenie

Odejście z armii generała Mieczysława Gocuła wywołało sensację Odejście z armii generała Mieczysława Gocuła wywołało sensację Franciszek Mazur / Agencja Gazeta
Po lekturze książki „Generałowie” Juliusza Ćwielucha generał postanowił po raz pierwszy publicznie zabrać głos.

Odejście z armii gen. Mieczysława Gocuła wywołało sensację. Tym bardziej że ze stanowiskiem pożegnał się zaledwie pół roku po nominacji na drugą kadencję szefa Sztabu Generalnego. Po lekturze książki Juliusza Ćwielucha – „Generałowie” – postanowił po raz pierwszy publicznie zabrać głos. Uczynił to w formie listu otwartego. Publikujemy go w całości.

Szanowny Panie Redaktorze,

nawiązując do Pańskiej książki pt. „Generałowie”, w której porusza Pan moją „abdykację”, zachęcam Pana do kilku refleksji: gdzie wszyscy byliśmy w tamtym czasie i później, kiedy w 2013 r. dokonywano gwałtu na Siłach Zbrojnych, wprowadzając – wbrew istniejącym standardom i wszelkiej logice – trójpodział w systemie dowodzenia zhierarchizowanej struktury wojska? Gdzie były nawoływania do debaty publicznej na ten temat, wywiady z wojskowymi odnośnie do skutków wprowadzanych wówczas rozwiązań? Gdzie wreszcie była konstruktywna krytyka buty i arogancji tych, którzy wbrew głosom rozsądku dokonywali „rozbioru nerwu Wojska Polskiego”? Dzisiaj chętnie promują się osoby, które w imię swoich partykularnych interesów i chęci zrobienia kariery w wojsku za każdą cenę osobiście przyczynili się do zniszczenia jedności i spójności naszej armii. Dzisiaj osoby te występują w roli obrońców podstawowych wartości, zachęcając przy tym do czytania Konstytucji RP.

Szkoda, że osoby te nie przeczytały Konstytucji RP przed wprowadzeniem nowego systemu kierowania i dowodzenia Siłami Zbrojnymi, który to system tak usilnie wspierali, błądząc w meandrach zasady sztuki wojennej jednoosobowego dowodzenia, i dzisiaj wciąż próbują nas przekonać o słuszności tego systemu. Otóż rzeczą ludzką jest zbłądzić, natomiast tkwienie w błędzie jest – oględnie rzecz ujmując – arogancją. Czyżby niektórzy o tym zapomnieli? Co do znajomości Konstytucji RP, to wystarczy przeczytać słowa roty przysięgi wojskowej: „Ja, żołnierz Wojska Polskiego, przysięgam (…) stać na straży konstytucji...” – aby zrozumieć, że Konstytucję RP każdy żołnierz, chcąc być świadomym swoich słów, powinien znać, zanim złoży przysięgę wojskową, oraz aby zrozumieć motywacje tych, którzy z własnej woli postanowili zakończyć służbę ojczyźnie, nie mogąc wypełnić złożonej przysięgi.

Szanowny Panie, nie dokonałem „abdykacji” w znaczeniu, jakim należy rozumieć to słowo. Byłem gotów w 2016 roku zakończyć służbę po mojej trzyletniej kadencji na stanowisku szefa Sztabu. Nie pozostałem jednak dalej w służbie, aby zaspokoić swoją próżność. Była to moja decyzja w odpowiedzi na prośbę Zwierzchnika Sił Zbrojnych RP i ministra obrony narodowej. Gdybym nie zdecydował się w maju 2016 r. na pozostanie na stanowisku, na dwa miesiące przed szczytem NATO w Warszawie, wówczas byłaby to „abdykacja”.

Miałem świadomość swojej odpowiedzialności w tym szczególnym dla Polski czasie i nie myliłem się. Wszak tajemnicą poliszynela pozostaje, że jeszcze w maju 2016 r. rekomendacje władz wojskowych Sojuszu nie zawierały wysuniętej wojskowej obecności w Polsce. Dopiero w ramach posiedzenia Komitetu Wojskowego NATO w formule szefów obrony udało się przeforsować taką obecność również w Polsce – czy wreszcie wsparcie sojuszników dla idei utworzenia dowództwa międzynarodowej dywizji w Elblągu. Dla mnie i moich współpracowników był to nasz wspólny, a zarazem osobisty sukces okupiony ciężką pracą, dalece wybiegającą poza jakiekolwiek normy.

Odszedłem z wojska z własnego wyboru, dopełniając swojej powinności jako szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Przed odejściem przekazałem Zwierzchnikowi Sił Zbrojnych Rzeczypospolitej Polskiej dość szczegółowo swoje uwagi i oceny stanu militarnego bezpieczeństwa państwa i oceny funkcjonowania Sił Zbrojnych RP. Nie mam wpływu na to, co Zwierzchnik Sił Zbrojnych zrobił bądź zrobi z tą wiedzą. Oceniłem wówczas, że waga tych informacji jest zbyt poważna, aby mogły one stanowić treść toczącej się wówczas debaty publicznej. Podobnie uważam dzisiaj, choć tych kilkanaście miesięcy od zakończenia służby z pewnością nie wpłynęło na poprawę sytuacji. Być może powinienem był przekazać również te oceny do wiadomości innych zainteresowanych organów władzy państwowej czy też innej instytucji „cywilnej kontroli nad wojskiem”, jak chociażby sejmowej Komisji Obrony Narodowej, ale posiedzenia takowej – czy to w formule jawnej czy zamkniętej – nie zwołano.

Z uwagą śledzę toczącą się na łamach mediów debatę na temat stanu naszej armii. Nie uczestniczę w niej, ponieważ uważam, że ma ona wciąż zbyt głębokie podłoże polityczne. Nie zwykłem krytykować imiennie swoich byłych przełożonych i nie uczynię tego również teraz. Czyż właśnie nie tego oczekuje Pan ode mnie? Wciąż uważam, że moja postawa koresponduje ze spuścizną, jaką pozostawił nam wszystkim świętej pamięci Pan Profesor Władysław Bartoszewski na okoliczność, kiedy targają nami niepewność i zwątpienie
co do sposobu naszego zachowania. Personalna krytyka kolejnych ministrów przez podwładnego – choćby nawet jako już byłych przełożonych – zawsze świadczy o próbie poszukiwania argumentu siły w zderzeniu z siłą argumentów krytyki zaistniałych faktów.
W tym wypadku kreowane oceny i opinie są dalece subiektywne, podczas gdy ocena faktów zawsze pozostawia wąski margines subiektywizmu. Tyle że chcąc zachować „formułę Bartoszewskiego”, takiej obiektywnej ocenie należałoby poddać wszystkich. Z pewnością skala działań i skutków w każdym przypadku byłaby diametralnie różna, ale metody dość podobne.

Nie odpowiem również w debacie publicznej, jak oceniam obecną kondycję naszej armii. Mogę jedynie zapewnić Pana i Pańskich czytelników, że jeszcze w 2015 roku, mimo bardzo złych i powszechnie krytykowanych przez naszych partnerów działań w obszarze systemu dowodzenia i kierowania naszą armią, ze strategicznego punktu widzenia sytuacja bezpieczeństwa militarnego naszego państwa – w mojej ocenie – była dla wielu do pozazdroszczenia. Ocenę tę opieram na analizie stosunków międzynarodowych, których to pochodną są międzynarodowe stosunki wojskowe. Dość powszechną jest wszak wiedza, że bezpieczeństwo globalne czy regionalne zależy od bezpieczeństwa największych mocarstw i państw, bardzo często nazywanych kolokwialnie „głównymi graczami na arenie międzynarodowej w sferze bezpieczeństwa”. Jeśli takie państwa są bezpieczne, to bezpieczeństwo i stabilność pozostałych państw jest zapewniona. Aby tak się działo, społeczność międzynarodowa wspiera te państwa w ich wysiłkach na rzecz szerzenia pokoju, stabilizacji oraz ładu światowego czy regionalnego.

Według mojej oceny to właśnie Polska jeszcze w 2015 r. była państwem, które postrzegane było jako podstawowy filar bezpieczeństwa w naszym regionie, w regionie tzw. flanki wschodniej NATO. To właśnie silna pozycja Polski – między innymi również w wymiarze militarnym – gwarantowała nie tylko poczucie bezpieczeństwa dla obywateli, ale tworzyła wręcz realnie taki potencjał. Często byłem świadkiem wymiernego wsparcia sojuszników w naszych staraniach dla dobra wspólnego. Stąd też szczegóły obecnego rozmieszczenia w Polsce wojsk naszego partnera strategicznego w ramach współpracy bilateralnej, jakim są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej, znane mi były już w marcu 2015 r. po spotkaniu z wojskowymi USA w Brukseli. Niestety, nie tylko czasy się zmieniają. Z przykrością odnotowuję, że dzisiejsze wsparcie USA różni się w sposób zasadniczy od tego „wczoraj”, pomimo iż dyskutowane plany nie uległy zmianie. Wymiernym również było wojskowe wsparcie naszych partnerów w ramach Trójkąta Weimarskiego, Grupy Wyszehradzkiej czy wreszcie w ramach współpracy państw regionu morza Bałtyckiego.

Naiwnością byłoby sądzić, że wsparcie szefów obrony tych państw było bezinteresowne, ale równie wielką pomyłką byłoby niedostrzeganie faktu, iż właśnie takie było ich rozumienie miejsca i roli Polski i Sił Zbrojnych RP w regionie oraz kierowanie się dobrem wspólnym, a przez to chęcią zapewnienia bezpieczeństwa własnego państwa. Ocenę aktualnego stanu w tym obszarze pozostawiam niezliczonej rzeszy „ekspertów” goszczących na łamach mediów. Szczególnie tym, którzy w sferze bezpieczeństwa i stanu naszej armii wciąż trzymają „kamień w dłoni”. Wszak na polityce i wojsku wszyscy się znają...

PS Sam udział w misji poza granicami państwa to zbyt mało, żeby budować na nim poczucie własnej nieomylności, choć w bagażu doświadczeń osób z pokorą zapewne stanowi on istotną wartość dodaną. Udział w I zmianie PKW Irak w 2003 roku był dla mnie pouczającą lekcją.

Z wyrazami szacunku

Mieczysław Gocuł
generał rezerwy
Szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego w latach 2013–2017

Przeczytaj odpowiedź Juliusza Ćwielucha na list gen. Gocuła

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną