Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Ludzie zlinczowali człowieka

Jeśli państwo zawodzi, obywatele mają prawo sami się bronić. Ale nie mają prawa sami – zamiast państwa – wymierzać kary.

Tej prostej reguły nie chcą uznać ci, którzy za skrajnie niesprawiedliwe uznają skazanie braci W. z warmińskiego Włodowa. W 2005 r., nie mogąc doczekać się pomocy policji, bracia zabili terroryzującego ich wieś sąsiada. Podważający werdykt sądów kolejnych instancji przekonują, że w razie bezczynności władzy obywatele mogą sami zaprowadzić porządek – a nawet ustanowić rodzaj ludowych trybunałów. Nieformalny lider krytyków, ex-minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro, sugeruje przy tym, że prezydent RP powinien ułaskawić skazanych.

Rzecz w tym, że sędziowie, wymierzając braciom W. karę, brali pod uwagę także inne reguły i wartości zarówno natury etycznej, jak prawnej. Uznali, po pierwsze, że ofiarą był okrutny, agresywny, wielokrotnie wcześniej skazywany bandyta – ale jednak człowiek. Innymi słowy: we Włodowie ludzie nie zabili diabła, lecz człowieka. Po drugie, śmierć ta była linczem, a nie działaniem w obronie koniecznej – nawet pojmowanej bardzo szeroko, na co od kilku lat pozwala polskie prawo. Skądinąd wymiar kary – cztery lata więzienia – świadczy o tym, że sąd uwzględnił w tej sprawie okoliczności łagodzące. Czym innym jest jednak absolutne usprawiedliwianie braci W. i wręcz kreowanie ich na herosów walki z bandytyzmem.

A do czego prowadzić może przyzwolenie na tego rodzaju ludowy wymiar sprawiedliwości dowodzą dzieje linczu w miejscu, gdzie pojęcie to powstało, czyli w Stanach Zjednoczonych. Tam także samosądy tłumaczono słabością czy nieudolnością władzy: nazwa „lincz” wzięła się od nazwiska kpt. Williama Lyncha, który w XVIII-wiecznej Wirginii rzucił hasło zaprowadzenia porządku w prowincji siłami samych mieszkańców. Odzew był natychmiastowy, bo bandytyzm szalał, a wymiar sprawiedliwości szwankował. Ale idea walki lokalnej społeczności z przestępczością rychło uległa zwyrodnieniu, stając się narzędziem rasizmu.

W latach 1882-1968 w USA zlinczowano blisko 5 tys. Murzynów, Meksykanów, Chińczyków, Indian i Sycylijczyków. Czasem były to spontaniczne reakcje rozsierdzonego motłochu, czasem zaplanowane akcje z udziałem szeryfa, burmistrza czy pastora. Za pretekst służyły podejrzenia o kradzież, gwałt czy morderstwo. Przed śmiercią ofiary najczęściej torturowano. Sprawcy prawie zawsze pozostawali bezkarni. Formalnie lincze były zbrodnią, ale zwykle trudno było ustalić, kto konkretnie dopuścił się mordu, a nadto mało który sąd na Południu chciał skazywać białych za zabicie Murzyna. Amerykański Senat – mimo wezwań kolejnych prezydentów – przez blisko sto lat blokował zaś ustawę uznającą lincz za przestępstwo federalne. Za tolerowanie linczów Kongres przeprosił dopiero w... 2004 r.

Reklama
Reklama