Archiwum Polityki

Siostra za brata

Krzyczmy tak głośno, żeby było słychać w Dubaju! – zachęcała na swoich wiecach Yingluck Shinawatra. Dwa miesiące temu prawie nikt w Tajlandii o niej nie słyszał, a teraz po nadspodziewanym sukcesie wyborczym jej partii (265 na 500 miejsc w parlamencie) zostanie pierwszą panią premier w historii kraju. W Dubaju zaś przebywa na wygnaniu jej starszy brat Thaksin, były premier, miliarder, obalony przez wojskowych w 2006 r. i skazany zaocznie na dwa lata za korupcję. Jest to w sumie jego zwycięstwo i rewanż wspierających go „czerwonych koszul”, których protest (przed rokiem) kosztował życie 91 osób. Podziałał też urok osobisty siostry oraz, rzecz jasna, atrakcyjne obietnice wyborcze: podniesienie płacy podstawowej, subsydiowana opieka zdrowotna, dopłaty do produkcji rolnej, laptopy dla uczniów.

Thaksin, choć traktował Tajlandię jak swoją firmę, zyskał popularność zwłaszcza na uboższej północy i w biednych dzielnicach Bangkoku; był spoza elity, zadarł z armią i dworem królewskim. Jego siostrze nie będzie teraz łatwo – w kraju od 10 lat na krawędzi wojny domowej. Musi się ułożyć z armią, która ma na sumieniu masakrę sprzed roku, a także dogadać się z nią w sprawie ewentualnej amnestii, która objęłaby brata. No i kwestia najważniejsza: 83-letni monarcha Bhumipol, niezwykle szanowany, gwarancja stabilności, od dwóch lat przebywa w szpitalu, a następca nie cieszy się popularnością mas. Ciężko będzie z tego ułożyć polityczną układankę, nawet z pomocą telefonów z Dubaju.

Polityka 29.2011 (2816) z dnia 12.07.2011; Flesz. Świat; s. 11
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną