Archiwum Polityki

Garnkami w Piñerę

Chilijczycy też wychodzą na ulice. Dziesiątki tysięcy studentów domagają się wyrównania szans w dostępie do wykształcenia. Nauka w porządnych szkołach jest droga, absolwenci kończą studia z potężnymi długami, średnio równowartości ok. 50 tys. zł. I to w kraju, w którym 60 proc. rodzin żyje za mniej niż 1,5 tys. zł miesięcznie. By zwrócić na siebie uwagę, demonstranci hałasują uderzając w garnki i patelnie (ten popularny w Ameryce Południowej sposób protestu zwany jest cacerolazo).

Policja rozpędza manifestacje, ale studenci – według sondaży – mają za sobą aż 80 proc. społeczeństwa, na ulicach dołączają do nich górnicy żądający podwyższenia pensji i poprawy skandalicznych warunków pracy. A prezydent Sebastián Pińera się nie ugina. I dołuje w sondażach. Niedawną gwiazdę akcji ratunkowej w kopalni miedzi popiera ledwie 26 proc. wyborców. Pińerę jak na razie stać na fatalne notowania – zgodnie z konstytucją nie wystartuje w wyborach bezpośrednio po obecnej kadencji.

Polityka 34.2011 (2821) z dnia 16.08.2011; Flesz. Świat; s. 8
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną