Archiwum Polityki

Ausi w suszu

W Australii wielka susza. Po czterech latach suchych przyszło jeszcze suchsze. Plony, zwłaszcza zbóż, będą bardzo marne, co już się odbiło na światowych giełdach, rzeki podsychają, spłonęło 850 tys. hektarów lasów, lokalnie wprowadzono racjonowanie wody. Tegoroczny rozmiar kataklizmu sprowokował dwie ogólnonarodowe debaty. Pierwsza – bez jednoznacznej konkluzji – dotyczy ocieplenia klimatu. Dowód: od 1960 r. średnia temperatura wzrosła o 0,8 stopnia Celsjusza (na marginesie: Australia nie podpisała porozumień z Kioto w sprawie ograniczenia efektu cieplarnianego).

Ale też równe sto lat temu Australia przechodziła podobny gorący okres, więc być może to tylko efekt cykliczny. Druga dyskusja dotyczy stylu życia, dosyć rozrzutnego jeśli chodzi o czerpanie garściami z natury. Kiedy 20 mln obywateli zamieszkuje kontynent o powierzchni 7 mln km kw., nie powinni sobie narzucać przesadnych ograniczeń. Stąd wciąż Australian dream sprowadza się do tego, aby z wielkiego domu w wielkim ogrodzie nie widać było domu sąsiada.

„Nasze rodziny maleją, a posesje rosną – mówi ekolożka Cate Faehrmann (cytowana przez „Le Monde”) – rośnie też liczba samochodów, na okrągło pracuje klimatyzacja i nie ma zwyczaju pozyskiwania deszczówki”. Relatywnie tania energia elektryczna pochodzi głównie z lokalnego taniego węgla, co nie zmusza do oszczędności, a rosnące ceny benzyny nie są w stanie choćby symbolicznie ograniczyć skali motoryzacji. – Ale ta susza stała się dla nas niczym huragan Katrina dla Nowego Orleanu; ludzie zaczynają rozumieć, że tak dalej żyć nie można – entuzjazmuje się Ben Pearson z lokalnego oddziału Greenpeace.

Polityka 2.2007 (2587) z dnia 13.01.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama