Archiwum Polityki

AKW o Passencie

Do redaktora naczelnego „Dziennika”
Roberta Krasowskiego
i redaktora naczelnego „Polityki”
Jerzego Baczyńskiego

„Dzięki takim tekstom odeszła wtedy z »Polityki« znaczna część zespołu” – pisze w „Dzienniku” z 20 grudnia Andrzej Bober o felietonach Daniela Passenta z okresu stanu wojennego. Tymczasem odeszliśmy, bo nie chcieliśmy sławić „mniejszego zła”. Mnie przynajmniej mdliło, kiedy wyobrażałem sobie ton artykułów, które przyszłoby mi pisać, bo już takie pisałem w 56, 68, 70, 76: musimy otrzepać się z upadku, zewrzeć szeregi, naprawić błędy, ale nie pozwolimy wrogom socjalistycznego państwa...

Pamiętam rozmowę z Danielem jednego z pierwszych dni stanu wojennego. Obydwaj byliśmy niemal pewni, że Wojsko Polskie wyręczyło Armię Czerwoną, która nieuchronnie by weszła i że czeka nas długa noc. – Dlaczego ty masz odejść? Niech odejdą ci kretyni, którzy bawią się zapałkami na stacji benzynowej! – mówił Daniel. – Oni przysądzają sobie moralne prawo do popełniania mojego samobójstwa!

Passent wywinął się wojskowym, ale teraz wzięli się za niego cywile, jak Andrzej Bober. Jak inkwizytor doszukuje się w felietonach sprzed dwudziestu paru lat nadużyć moralnych. Prawdę mówiąc i ja bym w nich znalazł niejeden grzech, niejeden atak na bezbronnych kolegów. A i sam Passent wyznaje w swojej książce „Codziennik”, że ma sobie za złe niektóre wybory życiowe. Kto z nas zresztą, gdyby mógł, nie cofnąłby czasu i nie postąpił inaczej? Według moich standardów moralnych Passent nie przekroczył jednak niepisanej linii, poza którą nie moglibyśmy się przyjaźnić.

Czy Andrzej Bober nie przesadza, przepytując naczelnego „Polityki”, dlaczego toleruje obecność Passenta na swoich łamach?

Polityka 1.2007 (2586) z dnia 06.01.2007; Listy; s. 83
Reklama