Premier Leszek Miller nie lubi pozostawać w defensywie. Z trudnych sytuacji woli wychodzić z ciosem i efektownie. Tak stało się i teraz.
Wobec rosnącej fali spekulacji na temat tak zwanej afery Rywina; w momencie gdy sam szef rządu znalazł się pod ostrzałem pytań: dlaczego zwlekał z powiadomieniem prokuratury; przed powołaniem sejmowej komisji śledczej, w której rozpocznie się prawdziwa polityczna gra – premier dokonał znaczących zmian w swoim gabinecie. Zmian wprawdzie się spodziewano, a nawet wiele na ich temat spekulowano, ale Leszek Miller jak zwykle szybkością decyzji zaskoczył. Odwołał ministrów gospodarki i skarbu – Jacka Piechotę i Wiesława Kaczmarka – a kierowanie połączonymi resortami gospodarki oraz pracy i polityki społecznej powierzył Jerzemu Hausnerowi, resort skarbu zaś Sławomirowi Cytryckiemu.
Zaskoczeniem jest nie tylko moment dokonania zmian, ale przede wszystkim połączenie resortów gospodarki oraz pracy i polityki społecznej, gdyż bardziej racjonalny wydawał się wariant połączenia gospodarki ze skarbem. To na tej linii najbardziej iskrzyło, tu krył się słaby strukturalnie punkt rządu: minister skarbu był właścicielem, ale wszystkie kłopoty wynikające na przykład z trudnych procesów restrukturyzacyjnych spadały na ministra gospodarki, bardzo w swych uprawnieniach ograniczonego. Wydłużał się więc proces podejmowania decyzji, zapadały decyzje sprzeczne, powstawał chaos, czego przykładem był słynny już przypadek „nacjonalizacji” Stoczni Szczecińskiej. Premier zdecydował jednak inaczej i wybrał wariant integracji ministerstw gospodarki i pracy, być może głównie ze względu na osobę nowego szefa połączonych resortów prof. Jerzego Hausnera, który znakomicie czuje problemy gospodarki, zwłaszcza zaś polityki regionalnej, bez której nie jest możliwa restrukturyzacja najtrudniejszych branż.