Dżirga to zgromadzenie wodzów. Kto nie wykona jej decyzji, ten winien zastanowić się nad losem swoim i dzieci. Bowiem dom jego będzie spalony, własność zabrana, a on sam przegnany. Do Kabulu zwołano naczelników plemion z całego kraju, aby wypowiedzieli się, kto po kilku miesiącach administracji tymczasowej ma utworzyć rząd tymczasowy Afganistanu. Tymczasowość – od dwóch dziesięcioleci – jest stanem trwałym w życiu tego kraju, ale wreszcie w tunelu pojawiło sie światełko, które nie jest latarnią czołgu. Była to i ciągle jeszcze jest tymczasowość wojenna. Najpierw polegała na walce mudżahedinów z Szurawimi, czyli Sowietami i ich niestabilną ekspozyturą lokalną w postaci rządów Babraka Karmala (1979–1984) i Nadżibullaha (1984–1988). Potem była udręką pod rządami talibów i ich muzułmańskich sojuszników z całego świata. Teraz z kolei jest skutkiem „sprzątania” po ibn Ladenie, które trwać będzie dopóty, dopóki nie zobaczymy zwłok lubobójcy lub wiarogodnego zaświadczenia, że nie żyje. Najlepiej byłoby, gdyby stanął przed sądem w USA lub w Kabulu, lecz już „posprzątanym”, ustabilizowanym i zarządzanym na mocy dekretów wielkiej dżirgi plemiennej, która właśnie zakończyła obrady.
Gdzie ona obradowała?
Ponieważ po dwudziestu latach wojny nie ostał się ani jeden większy budynek, a miasto wygląda jak Warszawa w 1945 r., przeto wzniesiono namiot wielkości meczetu, prawdopodobnie największy na świecie, aby 1500 delegatów z całego kraju i 1000 gości mogło wysłuchać 87-letniego króla, który ogłosił, że dotychczasowy premier rządu tymczasowego Hamid Karzaj będzie prezydentem przez najbliższe 18 miesięcy. Z kolei Karzaj powiedział pod tym samym namiotem, że król będzie nosił oficjalny tytuł Ojca Narodu Afgańskiego i że zostanie obdarowany sześcioma przywilejami, głównie ceremonialnymi.