Przed pięcioma z górą laty „Polityka” (13/97) informowała o postawieniu w stan oskarżenia byłego ministra Janusza Lewandowskiego, przeprowadzającego prywatyzację w początkach lat dziewięćdziesiątych. Postawiliśmy wówczas publicznie znak zapytania nad decyzją prokuratury, sugerowaliśmy umorzenie postępowania karnego, uzasadniając obszernie taki krok niespotykaną w dziejach kraju transformacją gospodarki i ustroju przy całkowitym braku doświadczenia. Zarzut oskarżenia brzmiał bowiem: przeprowadzenie prywatyzacji dwóch krakowskich zakładów przemysłowych obciążonej błędami formalnymi, lecz bez jakiejkolwiek jednak osobistej nieuczciwości. Co się od tego czasu zmieniło? Oba sprywatyzowane zakłady (Techma i Krakchemia) mają się dobrze (jeden z nich uczestniczy nawet w operacjach giełdowych). Tegoroczny, kolejny, raport Ministerstwa Skarbu Państwa powtarza to, co „Polityka” napisała przed laty: „Przekształcenia własnościowe w Polsce nie znajdują odpowiednika we współczesnej historii gospodarczej”. Prokuratura krakowska natomiast trwa przy swoim i do dzisiaj poseł Platformy Obywatelskiej J. Lewandowski doświadcza niezmiennie jej niespiesznego zainteresowania. 28 maja br. Sąd Okręgowy w Krakowie, rozpatrując kolejny krok procesowy, otworzył nowy etap sądowej drogi Lewandowskiego przez mękę. Zlecił Sądowi Rejonowemu w Krakowie jego sprawę „do dalszego procedowania”. Po 5 latach brzmi to ponuro i groteskowo, zwłaszcza że po drodze zdarzyło się już prawomocne umorzenie postępowania z powodu poselskiego immunitetu (5 lipca 2000 r. przez tenże Sąd Rejonowy w Krakowie).
Główny zarzut oskarżenia jest taki: minister Lewandowski odrzucił korzystniejszą ofertę austriackiego inwestora i przyjął propozycję krajowych przedsiębiorców.