Archiwum Polityki

Kaduna mojego starego

Kaduna, w której parę dni temu z powodu wyborów Miss Świata zarżnięto kilkuset chrześcijan oraz zburzono parę kościołów, to jest dla mnie nazwa swojska. Ojciec mieszkał w tym mieście przez cztery lata, przez cztery lata nosiłem na pocztę koperty zaadresowane: Władysław Pilch Kaduna Polytechnic Department of Minig Enginerig – Kaduna PMB 20-21. Nigeria. Cztery lata – wystarczająco długo, by słowo Kaduna weszło mi w krew, by weszło do domowego języka, by stało się naszą rodzinną nazwą geograficzną. Gwoli realizmu muszę zaznaczyć, że koperty były na ogół adresowane ręką matki, ja z moim powieściowym starym prowadziłem korespondencję wysoce umiarkowaną – zbyt przenikliwie on już tam i wtedy przeczuwał tragizm mego losu. Za to w dziejach jego małżeństwa był to czas najszczęśliwszy, darujcie, że raczę was banałami, ale wiadomo, że jak po wielu latach wspólnego życia los, konieczność, Pan Bóg zsyłają rozłąkę, sytuacja często ulega poprawie. W tym wypadku poprawa osiągnęła wymiary ekstatyczne, ona została w Krakowie, on siedział na kontrakcie w Kadunie i nie pamiętam, żeby kiedy indziej aż tak się kochali i tacy byli dla siebie dobrzy. Fraza, choć banalna, ma też aspekt hołdowniczy: ojciec miał przesadne upodobanie do antymałżeńskich dowcipów, na ogół nie były to żarty skomplikowane. Był, tak jak tysiące innych Polaków, „na kontrakcie dla grosza”; choć grubo starszy od swoich tamtejszych kolegów, radził sobie dzielnie: celem złagodzenia tęsknoty za ojczyzną nauczył ich produkować kiełbasę, sam się wyleczył z malarii, podczas rytualnych tamtejszych zamieszek i napadów nie dał się zastrzelić. Po powrocie ożywiał się, jak w telewizji pokazywano jakieś wiadomości z Nigerii, ostro kibicował piłkarzom tego kraju, a jak nigeryjski pisarz Wole Soyinka dostał Nobla, to było dla niego prawdziwe święto.

Polityka 48.2002 (2378) z dnia 30.11.2002; Pilch; s. 95
Reklama