Walka z salonem nigdy nie była łatwa, a próby forsowania jego niegościnnych progów często kończyły się niefortunnie. Tak choćby, jak opisywana przez Jerzego Zarubę („Z pamiętników bywalca”) historia chłopca stajennego. „Występując w czasie uroczystego obiadu, przebrany za lokaja w za dużą liberię i białe, bawełniane rękawiczki, wywalił się na progu jadalni z półmiskiem kotletów. Padając krzyknął »mata koklety!«”.
Dziś na podbój mitycznego salonu – wciąż zazdrośnie strzeżonego przez łże-elity – z porównywalną gracją wyruszają forpoczty dziarskiej młodzieży, wspieranej przez mentorów starszej generacji.
Takich jak Krystyna Grzybowska, która w tygodniku „Wprost” demaskuje duchową nicość i zawstydzającą proweniencję uzurpatorów: „Salon u nas, który z taką zajadłością atakuje rząd braci Kaczyńskich, to produkt Polski Ludowej, w przeważającej większości inteligenci w pierwszym, najwyżej drugim pokoleniu, wstydzący się pochodzących ze wsi lub małego miasteczka rodziców.
Polityka
5.2007
(2590) z dnia 03.02.2007;
Kraj;
s. 28