Roman Frister: – Dlaczego Izrael nie ma pisanej konstytucji?
Mosze Negbim: – Jednym z powodów jest brak wyraźnego podziału między władzą świecką a religijną. W tak istotnym dokumencie nie mogłoby zabraknąć odniesienia dotyczącego roli ruchu syjonistycznego, bez którego państwo nigdy by nie powstało. Ale ortodoksyjny judaizm, czekający na przyjście Mesjasza i wskrzeszenie królestwa dawidowego, stanowczo odżegnuje się od syjonistycznej ideologii. Odrzucają ją także arabskie mniejszości narodowe. Dlatego Sąd Najwyższy działający jako trybunał administracyjny feruje wyroki na podstawie ustaw konstytucyjnych, nazywanych u nas podstawowymi. Mówią one przede wszystkim o ochronie praw człowieka, jego majątku i godności. Uchwalane są zwykłą większością głosów w Knesecie i taką samą większością można je odrzucić. Mimo iż są cierniem w oku licznych polityków, dotychczas nikt nie śmiał ich podważyć. Nie mają jednak prawdziwej rangi konstytucyjnej.
Jak pan tłumaczy konflikty wojskowych i sędziów?
Dowództwo armii często zarzuca sędziom działanie sprzeczne z założeniami bezpieczeństwa kraju. Zarzuty te bywają nieuzasadnione, ponieważ Sąd często – jeśli tylko wymaga tego interes publiczny – w ogóle nie rozpatruje skarg izraelskich organizacji ochrony praw obywatelskich, właśnie tłumacząc to troską o interes publiczny. Choć podstawowe prawa człowieka są niezwykle istotne, sędziowie starają się je oceniać także z punktu widzenia wymogów walki z terroryzmem. Znajduję w tym pewną analogię do słynnego już powiedzenia waszego pierwszego prezydenta: nie chcę, ale muszę. Zdarza się, że trybunał nie chce skrzywdzić jednostki, ale musi to uczynić, aby zapewnić społeczeństwu względnie spokojny byt.