Archiwum Polityki

Piekielna siarka

Szwedzki galeon „Vasa” wydobyty wielkim wysiłkiem i nakładem kosztów z dna Bałtyku, jedna z głównych atrakcji turystycznych Sztokholmu, zaczyna się sypać. Czy sposobem na jego uratowanie będzie oddanie okrętu z powrotem morzu?

Wydawałoby się, że najwspanialsze odkrycia czekają archeologów podwodnych w Morzu Śródziemnym, nad którym kwitły wielkie kultury starożytności. Niestety, słona i ciepła woda sprzyja rozwojowi bakterii beztlenowych, grzybów, a przede wszystkim świdraków – małży morskich o wydłużonym, robakowatym kształcie, osiągających nawet 80 cm. Mają one muszle z ostrymi ząbkami, za pomocą których drążą kanały w drewnie i pustoszą zarówno wraki jak i urządzenia portowe. – Te morskie zwierzęta mogą w bardzo szybkim tempie całkowicie zniszczyć drewniane części statku. W Morzu Śródziemnym zachowują się jedynie wraki pokryte warstwą piasku lub leżące poniżej 100 m, gdzie świdraki już nie występują – twierdzi dr Bartosz Kontny z Instytutu Archeologii UW. W Bałtyku jest zbyt zimno dla wielu mikroorganizmów, a małe zasolenie nie sprzyja rozwojowi świdraków. Dzięki temu XVII-wieczny szwedzki okręt wojenny „Vasa”, który przez 333 lata leżał na dnie portu w Sztokholmie, wydobyto kilkadziesiąt lat temu niemalże w całości.

Z 1000 dębów

Galeon „Vasa”, zbudowany na polecenie króla Gustava Adolfa, miał usunąć w cień wszystkie inne okręty i zagwarantować Szwedom przewagę na Bałtyku w sporach z Polską. Do budowy 62-metrowego kadłuba wykorzystano 1000 pni dębowych, maszty okrętu miały 52 m, a żagle 1275 m kw. Król wyposażył okręt w 64 armaty i kazał ozdobić jego rufę masywnymi figurami i ornamentami. Nikt nie spodziewał się, że wysoka i ciężka część rufowa, przy stosunkowo małym zanurzeniu, przyczyni się do zguby okrętu. W owym czasie statki budowano kierując się doświadczeniem i intuicją, toteż aż do zwodowania nie wiadomo było, jak zachowają się na morzu.

Polityka 25.2002 (2355) z dnia 22.06.2002; Społeczeństwo; s. 76
Reklama