Archiwum Polityki

Dreamgirls

Wyświetlany niedawno „Ray” Taylora Hackforda przypominał drogę przez mękę w rasistowskiej Ameryce Raya Charlesa – czarnoskórego twórcy soulu. Musical „Dreamgirls” przedstawia z kolei karierę czarnoskórych piękności śpiewających pop i disco w ponurych czasach segregacji rasowej oraz walki Martina Luthera Kinga o równouprawnienie. Burzliwa historia bandu The Dreamettes została oparta na estradowej sławie The Supremes, dziewczęcej grupy wokalnej z Detroit, w której występowała m.in. Diana Ross. Nominowany aż w ośmiu kategoriach do Oscara film jest rozwinięciem głośnego broadwayowskiego przedstawienia w reżyserii Michaela Bennetta sprzed ćwierć wieku. Oprócz hołdu złożonego muzyce tamtej epoki silnie eksponuje wątek wilczych praw obowiązujących w show-biznesie i niszczenia najbardziej utalentowanych wykonawców. Podporządkowanie gustów muzycznych prymitywnym masowym oczekiwaniom rynku staje się przyczyną tragedii najzdolniejszej piosenkarki The Dreamettes (Jennifer Hudson). Jej miejsce w zespole zajmuje obdarzona gorszym głosem, za to niezwykle seksowna dziewczyna, wzbudzająca zachwyt nawet białej widowni (Beyoncé Knowles).

Dzięki jej urodzie oraz mafijnym metodom stosowanym przez menedżera (Jamie Foxx) udaje się wprowadzić łatwo wpadające w ucho utwory girls bandu na pierwsze miejsca list przebojów. Bill Condon, autor scenariusza i zarazem reżyser filmu, po raz kolejny osiągnął sukces. Po fantastycznie przyjętym musicalu „Chicago” wraca z nie mniej udaną propozycją drapieżnego, niepoprawnego politycznie kina muzycznego, które stara się mówić bolesną prawdę na temat dojrzewania Ameryki i obłudy przemysłu rozrywkowego.

Janusz Wróblewski

Polityka 9.2007 (2594) z dnia 03.03.2007; Kultura; s. 64
Reklama