Archiwum Polityki

Masz na imię Justine

Debiut fabularny Wenezuelczyka Franco de Penii „Masz na imię Justine” został zrealizowany za polskie pieniądze, w dużej części w Berlinie, i jest jednym z ciekawszych przykładów kina społecznie zaangażowanego, którego wartość nie polega jedynie na podjęciu drażliwej tematyki inspirowanej gazetową publicystyką. Film broni się jako sprawny, sensacyjny kryminał obyczajowy przedstawiający dramatyczną historię 18-letniej Polki z prowincji, która zostaje zmuszona do prostytuowania się za granicą (z bardzo dobrą kreacją Anny Cieślak w roli tytułowej). Jak również jako wstrząsający dokument ukazujący typową drogę tysięcy oszukanych, bezrobotnych kobiet, sprzedawanych pośrednikom do kontrolowanych przez międzynarodową mafię domów publicznych. Penia podkreśla w wywiadach, że przedstawiając rozpaczliwą walkę bohaterki o godność i jej nieludzkie cierpienie – jest bita, głodzona, gwałcona i torturowana przez kolejnych alfonsów – zebrał i połączył w jedną biografię gehennę wielu dziewczyn, co w rezultacie dało może przerysowany, ale czysty w intencjach obraz współczesnej formy niewolnictwa tolerowanego przez większość społeczeństw Zachodu.

Janusz Wróblewski

Polityka 20.2006 (2554) z dnia 20.05.2006; Kultura; s. 60
Reklama