Archiwum Polityki

Schody w budowie

Firma, która stara się o pozwolenie na dużą budowę, wiezie zwykle dokumentację do urzędu ciężarówką. Z materiałów budowlanych szczególnie dużo zużywa się u nas papieru.

Gospodarka czeka na inwestycje, inwestorzy narzekają, że budowanie to droga przez mękę. Prawo budowlane ma być wkrótce poprawione. Ale to o wiele za mało.

– Interpretacji przepisów jest tyle, ilu urzędników. Po 30–40 dniach projektant dowiaduje się zwykle, że czegoś brakuje. Urzędnicy trzymają inwestora na krótkiej smyczy – twierdzi Zofia Borowska, prezes Towarzystwa Rozwoju Infrastruktury ProLinea.

Pozwolenie na budowę powinno być wydane w ciągu 65 dni od złożenia dokumentów, ale takie przypadki zdarzają się bardzo rzadko. Głównym powodem zwłoki są wezwania do uzupełnienia dokumentacji. – Inwestorzy mieszkaniowi zanim zaczną robotę, dostają średnio 3–4 takie wezwania – ocenia Jacek Bielecki z Polskiego Związku Firm Deweloperskich. Najwięcej w Warszawie, gdzie urzędnicy żyją w strachu przed podejrzeniami o korupcję i zabezpieczają się mnożeniem wymagań.

Trąby z Trąbek

Od ośmiu lat działa w Polsce Konferencja Inwestorów, lobbująca na rzecz zmniejszenia barier administracyjnych w budownictwie. Głos jej był wysłuchiwany, przyczynił się do kilkakrotnego nowelizowania prawa budowlanego. Ale próby ograniczenia wszechwładzy urzędów skończyły się niczym. Przepisy mówią np., że jeśli urząd (starostwo) nie da pozwolenia na budowę w ciągu 65 dni od złożenia wniosku, za każdy dzień zwłoki zapłaci 500 zł kary. W praktyce terminy przedłużane są nagminnie i na ogół bezkarnie. Inna rzecz, że gdyby mandat został nałożony, wpłynie do kasy państwowej, co dla inwestora stanowi niewielką pociechę.

Firmy współpracujące w ramach Konferencji Inwestorów proponują rozwiązanie, ich zdaniem, bardziej skuteczne. – Powinien być przygotowany szczegółowy wykaz dokumentów, które są potrzebne do uzyskania pozwolenia na budowę i pozwolenia na użytkowanie.

Polityka 8.2006 (2543) z dnia 25.02.2006; Gospodarka; s. 46
Reklama