Przyłączam się do sprzeciwu wobec używania w publicznej debacie argumentów kłamliwych, insynuacyjnych i dyskryminujących. Wobec braku jakichkolwiek dowodów nazywanie Bronisława Wildsteina „szpiclem” byłoby niegodne. Podobnie jak twierdzenie, że „dekował się za granicą” i odbieranie mu prawa głosu w sprawach Polski tylko dlatego, że lata 80. spędził w Paryżu. Wbrew tezie listu żadne z tych stwierdzeń nie zostało jednak przeze mnie wypowiedziane, co można łatwo sprawdzić korzystając z uprzejmości TVN 24 i TOK FM.
W programie TOK FM powiedziałem wyraźnie (istnieje nagranie): „Ja bym prosił, żebyśmy się nie przejęzyczali, żebyśmy nie mylili szpicy ze szpicem, bo to jest istotna różnica”. Jeśli zdaniem sygnatariuszy albo Bronisława Wildsteina słowa „szpic” i „szpicel” mogą oznaczać to samo, to bardzo przepraszam. Widocznie zawiodła mnie moja polszczyzna. Wydawało mi się, że szpicel to donosiciel, szpic to czubek lub rasa psa, a szpica to mały oddział ubezpieczający maszerujące wojsko. Tak czy inaczej słowo „szpicel” nie padło.
W programie TVN 24 (też istnieje nagranie) powiedziałem: „Bronisławowi Wildsteinowi jest łatwo to mówić, ponieważ te lata spędził za granicą. Walczył o Polskę w Paryżu”. Potem Wildstein mi przerwał i zarzucił kłamstwo.
Nie powiedziałem, że Wildstein się „dekował” ani nie kwestionowałem jego prawa do wypowiadania się w sprawach Polski, z którego w sposób niczym nie zagrożony korzysta. Myślę, że wypowiadać się ma prawo każdy bez względu na to, ile i kiedy ryzykował, by coś w Polsce poprawić. Podtrzymuję natomiast opinię, że nieobecność w PRL w latach 80.