Przyłączam się do sprzeciwu wobec używania w publicznej debacie argumentów kłamliwych, insynuacyjnych i dyskryminujących. Wobec braku jakichkolwiek dowodów nazywanie Bronisława Wildsteina „szpiclem” byłoby niegodne. Podobnie jak twierdzenie, że „dekował się za granicą” i odbieranie mu prawa głosu w sprawach Polski tylko dlatego, że lata 80. spędził w Paryżu. Wbrew tezie listu żadne z tych stwierdzeń nie zostało jednak przeze mnie wypowiedziane, co można łatwo sprawdzić korzystając z uprzejmości TVN 24 i TOK FM.
Polityka
8.2006
(2543) z dnia 25.02.2006;
Społeczeństwo;
s. 91