Archiwum Polityki

I nie wyjdziesz stąd aż do śmierci

Nie ma miesiąca, żeby krajem nie wstrząsała kolejna brutalna zbrodnia. Za najbardziej makabryczną w ostatnim czasie opinia publiczna uznała morderstwo na trzech kasjerkach i pracowniku ochrony oddziału Kredyt Banku w Warszawie (dokonane 3 marca 2001 r.). Wobec trzech z pięciu oskarżonych sprawców prokurator zażądał kary dożywotniego więzienia z możliwością ubiegania się o warunkowe zwolnienie dopiero po 50 latach. To najwyższy zaproponowany wyrok od czasu zniesienia kary śmierci.

Dożywocie miało zastąpić karę śmierci. Tymczasem coraz częściej – m.in. pod wpływem takich zbrodni jak ta – słychać głosy, że to kara i tak zbyt niska dla sprawców przestępstw najbardziej okrutnych. Trudno dziś myśleć o przywróceniu kary śmierci, choć chciałaby tego połowa społeczeństwa, a nie wiadomo jeszcze, czy dożywocie spełni swoją rolę.

Dożywocie istniało w polskim prawie do 1970 r. Ponownie zostało wprowadzone w 1995 r., gdy nowelizowano kodeks karny. Nowy kodeks, który wszedł w życie we wrześniu 1998 r., zniósł karę śmierci ostatecznie. Ale po raz ostatni wykonano ją dużo wcześniej, bo w kwietniu 1988 r. w więzieniu na Montelupich w Krakowie. Stracony został dwudziestoośmioletni Andrzej Cz. Potem orzeczono tę karę jeszcze kilkanaście razy, ale w ramach moratorium jej nie wykonywano. Pierwsze przywrócone dożywocie orzekł Sąd Wojewódzki w Olsztynie w maju 1996 r. Grzegorz P., odsiadujący karę 25 lat za zamordowanie kobiety, podczas przepustki zamordował znajomego lekarza i jego żonę. W uzasadnieniu sąd napisał, że bardziej sprawiedliwą karą dla P. byłaby kara śmierci.

W więzieniach przebywa obecnie 85 osób skazanych na karę dożywocia, w tym pięć kobiet. Wobec dwóch seryjnych zbrodniarzy kara ta została orzeczona dwukrotnie.

Ja tu mieszkam

Janusz Kulmatycki – złodziej, który włamywał się do biur, pruł kasy – w 1994 r. został skazany na karę śmierci. Zabił policjanta, drugiego ciężko ranił. W procesie twierdził, że przez przypadek. Policjanci z drogówki zatrzymali go do rutynowej kontroli. Kulmatycki nie wytrzymał napięcia, padły strzały z broni ukradzionej w jakimś sejfie. – Przez rok siedziałem z wyrokiem śmierci – mówi Kulmatycki. – Wiedziałem, że kary się nie wykonuje, ale wystarczyła sama świadomość.

Polityka 23.2002 (2353) z dnia 08.06.2002; Raport; s. 3
Reklama