1 Odwracanie uwagi od świata to jest, zdaje się, dolegliwość tak odwieczna, że prawie szacowna. Nagle sprawy ciekawe przestają być ciekawe, kwestie doniosłe przestają być doniosłe, rzeczy podniecające przestają podniecać, śmieszne śmieszyć. Jakby był za tym dar rzeczywistej obojętności, byłoby pół biedy. W końcu można sobie wyobrazić, że totalna obojętność jest jednak stanem upiornej bo upiornej, ale równowagi. Ale rzeczywiste odwracanie uwagi od świata zawsze podszyte jest osobliwym żalem, dziwaczną pretensją, poczuciem bolesnego niespełnienia. Nigdy w gruncie rzeczy nie da się z całkowicie czystym sumieniem powiedzieć: wisi mi to wszystko, choć to akurat zdanie ludzkość dość natrętnie wygłasza, ergo ludzkość nader często ma nieczyste sumienie, ergo ludzkość nader często cierpi. Mniej lub bardziej sporadyczne wystudzenia mózgu nawiedzają wszystkich, z wyjątkiem, jak sądzę, zawsze pełnych zapału absolutnych głupców, ci bywają ciekawi wyłącznie jako postacie bardzo daleko planowe i wysoce epizodyczne.
2 Człowiek piszący, zwłaszcza człowiek w miarę regularnie piszący do gazety, żyje w nieustannym ferworze widzialnej rzeczywistości, jest w nieustannym ciągu tematycznym, odnotowywanie wszelakich bieżących problematyk jest jego powinnością, powinność ta na ogół staje się sposobem życia. Same w tym sposobie są niebezpieczeństwa i same niemożliwe do rzetelnego dokonania wybory. Osobiście nie wierzę ani tym, co mówią, że teraz przyszły czasy tak ciekawe, że z nadmiaru autorzy winni zachłystywać się tematami, ani tym, co mówią, że czasy teraz są tak miałkie, że doprawdy nie ma o czym mówić. Sekret nie jest w ilości tematów, sekret jest w ilości (i rzecz jasna jakości) pomysłów na tematy. Nie ulega na przykład najmniejszej wątpliwości, że losy – teraz, jak się zdaje, trochę trzeszczącej w szwach – pewnej partii chłopskiej to jest obecnie, że tak się wyrażę, jedno z centrów polskości.