Archiwum Polityki

Radość życia

Czasem słucham radia RMF. Z większą uwagą wysłuchałem tego, co ma do powiedzenia jego prezes Stanisław Tyczyński. Rzadko zdarza się, by ktoś na stanowisku mówił równie swobodnie, ironicznie odnosząc się do kombatanckich wspominków. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” prezes T. (z zasługami dla konspiry) zamknął ten rozdział, stawiając kropkę: „Wszyscy faceci, którzy w podziemiu mieli mety u młodych wdówek albo byli za granicą, poszli do Unii, a ci, którzy siedzieli przy klerze, do przyszłej AWS. Czyli działało to na zasadzie: na jaką metę kto trafił, tak ułożyły się jego losy polityczne...”. Jest to tylko jedna z wielu herezji zawartych w wywiadzie. Najbardziej poruszyła mnie diagnoza odnosząca się już do teraźniejszości. Zdaniem prezesa – odebrano nam radość życia. Bo ja wiem, czy diagnoza jest słuszna. Różne są powody radości życia. Dawno temu w kabarecie Tadeusz Olsza śpiewał piosenkę Jurandota:

Deszczyk pada, wszystko moknie,
Im jest mokro, a ja w oknie.
Wesoło mi!
Idzie ktoś jak zbiegły z galer,
On żonaty, ja kawaler –
Wesoło mi!
Jadą sobie zwłoki czyjeś,
Rodzinka łka...
On już umarł, a ja żyję.
Wesoło mi, ha-ha!

To wypadek egoistyczny i wredny. Bywają wypadki życzliwsze bliźnim. W anegdotce siedemdziesięcioletni kupiec z Bielańskiej odwiedził księdza, wołając już od progu:

– Dobrodziej popatrzy: młodzik nie jestem i proszę – zakochałem się w dwudziestoletniej panience i nad ranem ona powiedziała, że zaznała ze mną słodyczy raju.

– Czy nie uważa pan, że powinien pójść raczej do rabina?
– U rabina już byłem.
– Więc o co chodzi?
– Chciałbym, aby wszyscy o tym wiedzieli!

Polityka 45.2002 (2375) z dnia 09.11.2002; Groński; s. 103
Reklama