Archiwum Polityki

Ali Baba – rozbójnik

Supermarkety są swoistym potworem z Loch Ness życia publicznego w Rzeczypospolitej. Kiedy już, już wydaje się, że temperatura swarów gdzieś na chwilę słabnie, że zabrakło konfliktów na najbliższe pięć dni, wtedy zawsze pojawia się ten temat dyżurny. Czego to już nie było o supermarketach? – Że otwarte w niedzielę zagrażają wierze rzymskokatolickiej, że uprawia się w nich deprawację i wyzysk człowieka przez człowieka płacąc obsłudze premie za świąteczne nadgodziny, czyli innymi słowy rozbija się życie rodzinne za kapitalistyczne srebrniki... Przede wszystkim zaś, że cudzoziemskie te molochy mordują narodowy handel reprezentowany przez kochane, małe sklepiki. Najtęższe głowy silą się więc na pomysł, jak tu rzucić potwory na kolana. Jak je zdezawuować i uatrakcyjnić patriotyczne kupiectwo. Niestety nic z tego. Dopóki respektujemy prawa wolnego rynku i takiejż konkurencji, konfrontacji z supermarketami wygrać się nie da.

Parę lat temu byłem promotorem pracy Benoit Bourdon na temat supermarketów właśnie. Komisja egzaminacyjna uniwersytetu Paris X – Nanterre przyznała Benoit ocenę 19/20, co się zdarza ogromnie rzadko (20/20 zarezerwowane jest praktycznie dla Pana Boga), a było tym większym jego sukcesem, że prace z antropologii kultury współczesnej traktowane są we Francji jeszcze i dzisiaj z wynikającą z nieufności szczególną surowością. Co ma antropologia kultury do naszych potworów? – Otóż, sporo. Benoit nie zajmował się bowiem stroną ekonomiczno-finansową tych przedsiębiorstw, ale społeczno-mityczną. Starał się wytłumaczyć, dlaczego supermarkety stały się od lat ulubionym miejscem spotkań młodzieży (i nie tylko), randek i spacerów. Nie będę oczywiście streszczał całego wywodu i ograniczę się do podstawowego wątku.

Polityka 43.2002 (2373) z dnia 26.10.2002; Stomma; s. 106
Reklama