Komedia muzyczna François Ozona okazała się największym hitem francuskiego kina ostatnich lat. Jej siłą są nadzwyczajne kreacje aktorskie ośmiu sław: Catherine Deneuve, Isabelle Huppert, Emmanuelle Beart, Fanny Ardant, Virginii Ledoyen, Danielle Darrieux, Firmine Richard oraz Ludivine Sagnier – za które otrzymały nagrodę zbiorową na ostatnim festiwalu filmowym w Berlinie. Pozornie „Osiem kobiet” przypomina staroświecką, bulwarową sztukę wystawianą w teatrach paryskich. Niemodna konwencja pryska po dziesięciu minutach, zmienia się w parodię hollywoodzkich melodramatów z lat 50. Wyniosła Deneuve udaje platynową Marilyn Monroe. Tajemnicza Ardant gra Ritę Hayworth z „Gildy” Charlesa Vidora. Beart na początku zachowuje się jak służąca z filmów Bu?uela, potem zamienia się w Kim Novak z „Zawrotu głowy” Hitchcocka itd. Fabuła, zredukowana do groteskowego dochodzenia prowadzonego na terenie odciętego od świata pałacyku, została potraktowana pretekstowo. Panie muszą ustalić między sobą, kto zabił gospodarza domu. Historia – niczym z klaustrofobicznych kryminałów Agaty Christie – układa się komicznie, czasami groźnie, zawsze jednak zmierza w kierunku popisowego numeru, czyli do odśpiewania znanego francuskiego przeboju, w którym zostaje odsłonięta prawdziwa osobowość bohaterek. Można mieć tylko żal, że sztuczna, pozbawiona życia sceneria nie wybucha, jak choćby w „Moulin Rouge” z olśniewającą, postmodernistyczną siłą kiczu, kabaretu i wielkiej sztuki. (JAW)
:-, dobre
:-' średnie
:-( złe