Archiwum Polityki

Hotel Sahara

Jutro rozpocznie się długa i groźna podróż. Droga Marlboro – jak ją nazywają ze względu na gigantyczny przemyt ludzi i towarów – prowadząca przez pustynię z nigerskiego Agadesu do Dirkou, a potem do granicy z Libią w Tumo i dalej na północ, do Europy, pochłonęła już wiele ofiar. Ale chętnych na podróż nie ubywa. Punkt zborny jest w hotelu Sahara w Agadesie.

Kim jesteś? Pisarzem? Dziennikarzem? A może agentem tajnych służb? – spocona twarz Murzyna niebezpiecznie zbliża się do twarzy gościa. Czuć silny zapach alkoholu. – A zresztą, wszystko jedno. I tak nie pojedziesz z nami. Białych nie puszczają przez granicę. Jego usta niespodziewanie rozciągają się w uśmiechu. Zaprasza na piwo. Nazywa się Thomas B.J. i ubrany jest w dżinsowe ogrodniczki z krokiem w kolanach, luźną bluzę z podobizną Dr Dre i – pomimo panującego skwaru – wełnianą czapkę.

Theresa, jedyna pracująca dziś w barze Sahara kelnerka, niechętnie podnosi się od stolika, aby podać schłodzone piwo Biere Niger. Thomas B.J. chwilę gapi się w swoją komórkę, po czym zdradza, że jest kurierem wielkiego przedsiębiorcy z Lagos, stolicy Nigerii. W Agadesie przebywa w interesach. Dziś pije wyjątkowo, w końcu to pożegnanie. Na co dzień nie pije, bo to przeszkadza w robocie. Czasem tylko pali wee (marihuanę). Bóg dał mu szansę: urodził się w Onitshsie, wśród chrześcijan, a nie muzułmanów, jak tutaj. Puszcza porozumiewawczo oko: jesteśmy braćmi. Może pokazać swoje zdjęcie z Johnem Paulem zrobione podczas papieskiej pielgrzymki do Nigerii.

Po kolejnym piwie, za które oczywiście zapłaci, powierza swój sekret: wiezie do Libii rzeczy wartościowe. Wartościowe są minerały, papierosy, kamienie lub biały proszek.

Migranci

Gdy zbliża się zachód słońca, ruchliwe ulice Agadesu, miasta leżącego na południowym skraju Sahary, w północnej części Nigru, powoli pustoszeją. Zamierają sklepiki. Po grupowej wieczornej modlitwie, posiłku na placu przy barze L’Ombre du Plasir i pogawędkach mieszkańcy miasta wracają do swych dwukondygnacyjnych glinianych domów z oknami bez szyb i blaszanymi drzwiami.

Bary oferujące piwo można policzyć na palcach jednej ręki.

Polityka 41.2002 (2371) z dnia 12.10.2002; Na własne oczy; s. 108
Reklama