Niedawno pokazywany w kinach film „Iris”, poświęcony znanej brytyjskiej pisarce Iris Murdoch, o wiele pełniej niż niejeden podręcznik odsłonił tajemnice tej choroby. Rodzi się jednak wątpliwość, czy historia Iris była typowa dla 11 mln chorych? Troskliwy mąż poświęcający się bez reszty swojej żonie, sielskie życie na wsi pozbawione lęku i zakłopotania wobec sąsiadów.
Według psycholog Alicji Sadowskiej z Polskiego Stowarzyszenia Pomocy Osobom z Chorobą Alzheimera filmowa historia jest nietypowa, bo bohaterowie byli ludźmi nieprzeciętnymi – wybitnymi intelektualistami, dla których Alzheimer był oczywiście zaskoczeniem, ale z dużym spokojem potrafili go przyjąć pod swój dach. – W większości przypadków diagnoza spada na rodzinę jak grom z jasnego nieba – mówi Sadowska. – Bliscy czują się bezradni i zagubieni. Mąż Iris pomocy nie szukał, a tę od przyjaciół odtrącał, co mi się w jego postawie nie podobało.
Zarówno w Anglii jak i w Polsce są służby społeczne i organizacje, które wspierają rodziny i opiekunów chorych. Na Mazowszu stara się to robić już od dziesięciu lat wspomniane stowarzyszenie. Poza stolicą w 24 miastach działają organizacje alzheimerowskie (jeszcze sześć lat temu było ich o połowę mniej). W kraju, który nie rozpieszcza starych ludzi, gdzie żadna instytucja nie stworzyła dotąd systemu pomocy dla osób z otępieniami, a okres oczekiwania na przyjęcie do domu opieki społecznej trwa od 7 do 15 lat, istnienie takich organizacji można uznać za ewenement. To właśnie dzięki ich aktywności 21 września uznano Światowym Dniem Choroby Alzheimera w 65 krajach.
Na przekór samotności
Widzowie filmu „Iris”, którzy do tej pory o Alzheimerze nic nie wiedzieli, wychodzili z kina przekonani, że jest to choroba, wobec której wszyscy są bezradni.