Archiwum Polityki

Kilianowe klechdy

[dobre]

Ponoć namawiano Adama Kiliana, żeby – miast realizować kolejne zamówienie – uwolnił wyobraźnię i stworzył oderwane od tekstu abstrakcyjne ciągi plastycznych asocjacji. Nie dał się namówić, a szkoda. Najpogodniejszy z polskich scenografów, niesprawiedliwie lekceważony jako twórca dla dzieci, to przede wszystkim wizjoner. Nic u niego nie jest przypadkowe ani nie jest pustym ornamentem, wszystko kręci się, przekształca, mieni znaczeniami, służy fabule – lub żartowi. Jego scenerie są zachłanne: anektują nie tylko scenę, ale także zapadnie i kulisy, a nawet widownię – jak w warszawskim Polskim, gdzie przez środek krzeseł biegnie pokład statku z masztem pod sufit i żaglem służącym za kurtynę. „Przygody Sindbada Żeglarza” są wariacją na temat podstawowych miejsc akcji arabskich baśni Leśmiana: oceanu i pustyni; ich wyczarowaniu służą błękitne i złote płachty materiału. Jest jeszcze słoń wielkości piętrowego autobusu, ptak ze skrzydłami na całą szerokość sceny i z jajem jak kosmiczna kapsuła. Plastyka „Sindbada” rzuca na kolana; gorzej z akcją – ślamazarną i kapryśną, z piosenkami Grzegorza Turnaua, których słowa giną w pogłosie sceny, a także z generalnym powodem sięgnięcia przez Jarosława Kiliana po ten tekst, daleki wszak od szczytowych osiągnięć autora „W malinowym chruśniaku”. (js)

[bardzo dobre]
[dobre]
[średnie]
[złe]
Polityka 12.2002 (2342) z dnia 23.03.2002; Kultura; s. 44
Reklama