W stanie wojennym mieszkaliśmy jakiś czas we Francji i tamta wymuszona przez okoliczności odmiana w naszym życiu wymagała szeregu działań praktycznych, takich na przykład jak remont zdobytego niedrogo mieszkania. Prace prowadziliśmy z żoną metodą gospodarczą, czyli najczęściej własnymi rękami, ale czasami konieczny był fachowiec. Wybierając najtańszą ofertę trafiliśmy na Francuza w średnim wieku, który wyznał nam na przywitanie, że jest członkiem komunistycznej partii Francji i z radością śledził poprzez prasę postępy polskiej normalizacji, której przewodził generał Jaruzelski. Wyznanie hydraulika nie wzbudziło we mnie ciepłych uczuć, ale najtańsza oferta za podłączenie wanny kazała mi zamilczeć na temat tego, co czułem.
Po paru dniach pracy rury zostały zespawane i rezultat przeszedł wszelkie najgorsze oczekiwania – to co odpływało z toalety, wybijało przez odpływ wanny i wypełniało ją na dnie. Wystarczyło spojrzeć na rury, by zrozumieć, że człowiek postępowej partii opacznie zespawał wloty. Wściekły wziąłem odwet na hydrauliku i zadałem mu starannie sformułowane pytanie: jak to możliwe, żeby człowiek wychowany w kartezjańskiej Francji mógł świadomie zrobić coś tak niedorzecznego, coś co urąga elementarnym zasadom inteligencji. Zasmucony hydraulik odpowiedział patrząc w oczy: „Ja nie jestem inteligentny. Gdybym był, to na pewno zostałbym reżyserem”.
Z powyższej rozmowy wyciągnąłem wniosek, że zapewne w przeciętnej francuskiej edukacji technika nie jest na czołowym miejscu, ale na pewno humanistyka stoi na tyle wysoko, że nawet zupełnie prosty człowiek jest wyposażony w narzędzia do prowadzenia dyskusji z pracodawcą.
Cały ten epizod przypomniał mi się, kiedy czytałem toczącą się latem w „Gazecie Wyborczej” debatę na temat ludzi odmiennej orientacji seksualnej.