Dla hollywoodzkich dystrybutorów wakacje to okres żniw i największej frekwencji w kinach. W Polsce, chociaż na ekranach królują wtedy także wysokobudżetowe hity i komercyjne przeboje, rekordy oglądalności padają niesłychanie rzadko. Widzowie omijający szerokim łukiem multipleksy wydają się nie mieć złudzeń co do jakości premier sezonu ogórkowego. I słusznie, bo i tym razem w letnim repertuarze tradycyjnie dominował kicz i tandeta, a niska stosunkowo frekwencja świadczyć może tylko o zdrowym rozsądku publiczności.
Polityka
35.2006
(2569) z dnia 02.09.2006;
Kultura;
s. 56