Pod tym tytułem opublikowaliśmy w „Polityce” nr 15 artykuł naszego redakcyjnego kolegi Andrzeja K. Wróblewskiego, opisującego swoje zmagania z chorobą Parkinsona. Tekst wywołał wyjątkowo żywy oddźwięk wśród Czytelników. Myślę, że każdy średnio inteligentny człowiek po przeczytaniu artykułu A.K. Wróblewskiego zrozumie, na czym polega lord P. Wielu z tych, którzy muszą się z nim zakolegować, zrobi to z poczuciem, że jednak się da i nie trzeba od razu rozdzierać szat... Mimo tego cholernego strupa, który pan ma na sobie, jest pan odważnym i silnym facetem... Podobno jak ktoś chce walczyć i nie poddaje się chorobie, ma szanse na sukces. Głęboko wierzę, że w pańskim przypadku tak właśnie będzie...
Trzymam kciuki, aby Lord P. nie czuł się zbyt dobrze w pańskim towarzystwie.
Jacek Rzehak, Internet
•
Pan pisząc szczerze o sobie i swoim poznawaniu nowego siebie w chorobie – może dać nadzieję innym. Że warto, że trzeba rozmawiać z lordem Parkinsonem. On był, ja jestem!
Może tylko powinien pan się przesiąść zza kierownicy na to miejsce obok dla swojego i innych bezpieczeństwa.
Anna Mieszkowska, Warszawa
•
Rozumiem pana dość dobrze, bo sam mam od lat kłopoty z chodzeniem i obecnie muszę używać wózka. Szkoda, że nie napisał pan szerzej o relacjach z otoczeniem. Ja sam nigdy do końca nie wiem, czy nie zaczynam – nawet bezwiednie – szantażować otaczających mnie ludzi swoim kalectwem... Myślę, że w Polsce temat ludzi niepełnosprawnych jest wstydliwy i kłopotliwy.
Wspomina pan o kłopotach z prowadzeniem samochodu. Ja sam mam w samochodzie urządzenie pozwalające obsługiwać pedały ręką, chętnie zademonstruję.