Była kiedyś (lata pięćdziesiąte) akcja zwalczania analfabetyzmu; resztówki po II RP. Wyglądało to mniej więcej tak, że pakowano młodych i żarliwych aktywistów na ciężarówki, dowożono ich do zapadłych wioch i tam w salach władz gminnych, świetlicach, remizach strażackich odbywała się nauka. Opowiadano, że nieraz uczniowie na wieść o przyjeździe brygady nauczycieli – uciekali do lasu, kryli się w mrocznych ostępach i matecznikach. Albo inaczej – zasadzali się na profesurę w czerwonych krawatach, starając się wybić jej z głowy pedagogiczne ambicje.
Polityka
11.2002
(2341) z dnia 16.03.2002;
Groński;
s. 97