Archiwum Polityki

Galileo się czerwieni

W cieniu berlińskiej fety z okazji urodzin UE przemknęła wstydliwie wiadomość o potężnych kłopotach systemu Galileo. W założeniach miał rzucić technologiczne wyzwanie Ameryce jako unijna konkurencja dla GPS, amerykańskiego systemu nawigacji satelitarnej. 30 satelitów na orbicie, osiem potężnych europejskich firm, z EADS, Alcatelem i Deutsche Telecom na czele, 180 tys. miejsc pracy. Na razie jednak mamy od dwóch do czterech lat opóźnienia, w zależności od stopnia optymizmu szacunków – i wszystkie europroblemy jak na talerzu. Prywatne i publiczne koncerny stworzyły w sumie bardzo skomplikowaną i mało decyzyjną strukturę. Chcą państwowych gwarancji i nie zamierzają na własną rękę ponosić ryzyka, a do spraw czysto ekonomicznych dochodzi „komponent polityczny” – jak to ujmuje eurokomisarz Jacques Barrot – oraz „refleks narodowy”, czyli krótko mówiąc europrzepychanka z udziałem rządów. Na przykład Hiszpanie wymogli budowę centrum kontrolnego na swoim terytorium, oprócz wcześniej planowanych baz w Niemczech i we Włoszech, co z kolei nie spodobało się Francuzom. Ale też sprawy zaszły tak daleko, że trudno szukać nowych uczestników, więc mamy sytuację monopolu. Dodatkowo kwestie przyszłych zastosowań wojskowych systemu Galileo, istotnych dla rentowności przedsięwzięcia, poróżniły Paryż i Londyn – więc mamy klincz. Istnieje także silny konflikt kompetencyjny między unijną Komisją a Europejską Agencją Kosmiczną, ESA. Aż strach pomyśleć, co się stanie, kiedy się o tym wszystkim dowiedzą eurosceptycy.

Polityka 13.2007 (2598) z dnia 31.03.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 19
Reklama