Archiwum Polityki

Rajski ptak w ciemnogrodzie

Nazywano go największym po Chopinie. Miał jednak wielu wrogów, którzy zatruli mu życie. Karol Szymanowski był chyba zbyt egzotyczny na Polskę, choć reprezentował to, co w naszej kulturze najlepsze.

Przedwcześnie zmarłego wielkiego muzyka polskiego, wyraziciela wiecznie żywej siły twórczej narodu, kompozytora, którego całe życie było walką o zdobycie i osiągnięcie ideałów artystycznych, widzianych przez niego jako szczyt dążeń ziemskich – żegnamy z bólem. Oto Polska zmniejszyła się, ubył jej bowiem jeden z mocnych filarów, na których opiera się jej wartość największa, jej siła kultury duchowej”. Kto pisał 70 lat temu te strzeliste słowa żałoby? Jeden z najbardziej zawziętych przeciwników Szymanowskiego – krytyk i kompozytor Piotr Rytel. Ten sam, który jeszcze dziesięć lat wcześniej pisał o I Koncercie skrzypcowym: „Ogromne masy balastu przygniatającego dobre, acz wprawdzie małe zazwyczaj myśli, które jednak dają się wyłonić u kompozytorów talentem przez Boga obdarzonym – już nie imponują nam, nie budzą uznania dla świetnej techniki kompozytorskiej, lecz przeciwnie, przerażają z racji całkowitej zbędności”.

Uroczystości pogrzebowe przerodziły się w manifestację. Ciało zmarłego na gruźlicę w Lozannie 29 marca 1937 r. kompozytora przywieziono na koszt państwa do Warszawy. Setki tysięcy ludzi żegnało go w konserwatorium, którego Szymanowski był jeszcze kilka lat wcześniej rektorem i z którym rozstanie w atmosferze polskiego piekiełka ciężko odchorował. Z Warszawy specjalny pociąg, wiozący wraz z trumną rodzinę kompozytora i przedstawicieli rządu, pojechał do Krakowa, gdzie twórcę „Harnasiów” pochowano w krypcie kościoła Na Skałce. Jego przyjaciel, wielki pianista Artur Rubinstein, pisał po latach we wspomnieniach zatytułowanych „Moje długie życie”: „Cóż za gorzka ironia – lata całe mój biedny Karol zmuszony był walczyć ze skąpstwem rządu, a teraz ochoczo wydano fortunę na to wielkie widowisko.

Polityka 13.2007 (2598) z dnia 31.03.2007; Kultura; s. 68
Reklama